
– Poszła absurdalna plotka, że jestem kodziarzem – to jedno z kilku wyjaśnień, jakie Marek Zawadka znajduje, aby wytłumaczyć, dlaczego za jego plecami powołany został nowy zarząd Polskiego Związku Badmintona. On utrzymuje, że stało się to bezprawnie. Na razie czeka na to, czy zmiany we władzach PZBad zostaną wpisane do Krajowego Rejestru Sądowego. W nowym zarządzie znalazł się m.in. europoseł PiS Tomasz Poręba.
Dlaczego zatem musiał odejść? Jednym z głównych argumentów, jakie padły na zwołanym na 1 grudnia nadzwyczajnym krajowym zjeździe delegatów Polskiego Związku Badmintona było to, że Zawadka nie umiał współpracować z ministerstwem sportu. – Ludzie prezesa Zawadki chcieli postawić ministerstwo pod ścianą i dyktować resortowi, jak i ile resort powinien przekazywać dotacje. A dotacje są przywilejem, o nie należy poprosić, a nie ich żądać – opowiada w rozmowie z naTemat wiceprezes Lech Szargiej.
Dotychczasowy (i wciąż obecny - według KRS) prezes PZBad przyznaje, że znamienny jest fakt, iż w zwołanym jego zdaniem bezprawnie zjeździe uczestniczyli przedstawiciele resortu sportu. Ci kwestię dwuwładzy w związku komentują lakonicznie. W komunikacie przesłanym "Przeglądowi Sportowemu" zapewniono, że resort "wstrzymuje się od oceny sytuacji", że "szanuje autonomię związków" i że jeśli ktoś zgłasza jakieś skargi, to może je wnieść oficjalnie do Departamentu Kontroli i Nadzoru.
Wiceprezes Lech Szargiej jest przekonany, iż zjazd nadzwyczajny odbył się zgodnie z prawem, więc ze spokojem czeka na decyzję sądu w sprawie wpisania nowych władz związku do KRS. – Na miejscu byli obserwatorzy z ministerstwa sportu, nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń – podkreśla.
Zgodnie ze statutem zjazd może zwołać zarząd, 1/3 członków zwyczajnych i komisja rewizyjna. W przypadku tego zjazdu za jego zwołaniem były dwa pierwsze podmioty. Wówczas zarząd podjął uchwałę, że zwołuje zjazd na wniosek zarządu. Później jednak tę uchwałę anulował. Ale de facto anulowanie dotyczyło tego, że nie będzie zjazdu nadzwyczajnego z inicjatywy zarządu. Natomiast nie anulowano tej części uchwały, że zjazd odbędzie się na wniosek 1/3 członków oraz komisji rewizyjnej.
Po podpisaniu ugody z ZUS-em resort sportu mógł na powrót przesyłać środki na konto PZBad, ale tego nie robił. Finansowanie trafiało zaś do Fundacji Narodowy Badminton, na której czele stoi Marek Krajewski – prezes Polskiego Związku Badmintona do 2016 r. i od 1 grudnia ponownie (choć jeszcze nie w KRS). Związek zaś został zmuszony zawiesić wszelkie szkolenia kadry – zabrakło na trenera, na halę, na lotki. Zawodnicy zostali z niczym.
– Nowy zarząd przejął władzę w ten sposób, że do siedziby związku przyszło kilku panów i zabrali dokumenty. Z tego, co wiem, zabrali je do innej firmy, której właścicielem jest nowo wybrany prezes. Nie czekali na to, aż zmiany zostaną zatwierdzone wpisem do rejestru – tak o zmianie w PZBad mówi prezes Zawadka. Przejęte zostało biuro, konto bankowe i strona internetowa związku, z której skasowano komunikat, że według dotychczasowego prezesa zjazd nadzwyczajny jest bezprawny.
Szef Okręgowego Związku Badmintona w Białymstoku Lech Szargiej wierzy, że teraz będzie tylko lepiej, że uda się jak najwięcej zawodników wysłać na olimpiadę w Tokio w 2020 r. Mówi, że na pewno nie będzie gorzej. I że pomoże nie tylko resort sportu, ale też i europoseł PiS, Tomasz Poręba, który znalazł się teraz we władzach PZBad.
(...) z Tomkiem prawie od roku czasu współpracuję w fundacji. Tomek Poręba jest europosłem (Prawa i Sprawiedliwości — przyp. red.). Dzięki niemu udało mi się też nawiązać kontakty z przedstawicielami Orlenu i PGE, a jednocześnie też jest osobą związaną ze sportem. Jest z Podkarpacia, wiele klubów na Podkarpaciu wspiera, jeszcze nie badmintonowych, ale mam nadzieję, że badmintonowych również. Oraz te kontakty zagraniczne, na których nam zależy.
Chcąc nie chcąc – polityka do sportu wkroczyła. Prezes Zawadka uważa, że plotka o charakterze politycznym miała również wpływ na decyzję nadzwyczajnego zjazdy PZBad w jego sprawie. Mówi, że ktoś puścił plotkę, iż jest z KOD-u. Teoretycznie w kwestiach sportowych nie powinno mieć to żadnego znaczenia, ale tak czy inaczej Zawadka podkreśla, że do KOD-u jest mu daleko.
