Słowa Magdy Gessler o głodzeniu karpi wywołały w Polsce oburzenie. "Jak to tak głodzić karpia? Gessler jest bez serca!" – pisali internauci. A tak naprawdę restauratorka powiedziała prawdę o tym, co dzieje się w Polsce z karpiami przed sprzedażą. I gromy krytyki na nic się nie zdadzą.
Jedni mówią, że ryby, które trafiają na wigilijne stoły, cierpią. Pytają, dlaczego wciąż niektórzy kupują w sklepach żywe karpie. Inni z kolei odpowiadają: sorry, taki mamy klimat, nic nie da się z tym zrobić, bez karpia nie ma Wigilii, a najlepsze są te prosto z wody.
A cierpienie karpi dzieje się naprawdę. Tu i teraz. Aktywiści od lat walczą ze sklepami o niesprzedawanie żywych karpi i o ich humanitarny transport.
Ostatnio aktorka Maja Ostaszewska opublikowała w internecie post, w którym apeluje o bojkot sieci Kaufland i Tesco, które wciąż sprzedają żywe karpie. A te potem ludzie przenoszą do swojego domu – czasami bez wody, bez tlenu, w za małych torebkach, nie zważając na to, że ryby są szarpane za skrzela, uderzane, a nawet, że spadają na podłogę.
"Sprzedaż karpia z lodu czy chłodni, tak jak innych ryb, zmniejsza cierpienie tych zwierząt i takie rozwiązanie proponujemy konsumentom" – apeluje Klub Gaja w swojej corocznej kampanii "Jeszcze żywy karp".
O karpiach jest więc głośno, a ludzie są coraz bardziej wyczuleni na warunki, w jakich te ryby są hodowane i sprzedawane. Nic więc dziwnego, że słowa Magdy Gessler, które padły ostatnio na jednej z konferencji, wywołały reakcję która samej restauratorce pewnie się nie śniła.
Głodny, pyszny karp
– Karp jest bardzo zdrowy, kiedy się go głodzi. (...) Trzeba go głodzić przez tydzień! Wtedy jest naprawdę czysty i zdrowy – powiedziała, cytowana przez "Super Express".
I dodała: – Kurczak czy wątróbki kury to tak, jakby ktoś pchał sobie prosto do buzi truciznę. Wątroba to jest filtr. Jak karmimy się nieodpowiednim jedzeniem, to tak, jakbyśmy sobie pchali szambo do ust. W kurczaku gromadzi się wszystko, co najgorsze, chyba że nie je przez tydzień, tak jak robi się z karpiem.
Restauratorce zaczęto zarzucać brak serca i okrucieństwo. Oczywiście nie obyło się bez personalnego hejtu i wyjątkowo chamskich komentarzy. "Magda, jeśli by tak choć tydzień pościła, też byłaby zdrowsza i bardziej apetyczna", "Myślę, że głodzenie przydałoby się p. Gessler. Najpierw głodzenie mózgu", "Magda, sama się przegłodź i to dłużej niż przez tydzień, to ci wyjdzie na zdrowie" – to tylko te łagodniejsze komentarze internautów.
Rację Gessler przyznała jednak też Ewa Wachowicz. – Wygłodzony karp jest nie tyle, że zdrowy, ile po prostu smaczniejszy. Dobrze jest przegłodzić rybę przed odłowem, ale nie tylko z karpiem tak jest. Podobnie robi się ze ślimakami. Nie karmi się ich, żeby się wyczyściły – powiedziała w rozmowie z "Super Expressem" gospodyni programu "Ewa gotuje".
Postanowiliśmy sprawdzić, jak to z tym karpiem naprawdę jest. I okazuje się, że restauratorki... mają rację. Ale nie do końca.
Karp zimą nie żeruje
– Wszystkie karpie, które są w tej chwili sprzedawane w Polsce, od jakiegoś czasu nie były karmione. Na pewno od dłuższego czasu niż tydzień - mówi portalowi naTemat pracownik hurtowni ryb żywych KOCK w Warszawie.
Dodaje, że nie są one celowo głodzone.
– Karp w zimie, w niskiej temperaturze nie żeruje, czyli nic nie je, bo ma obniżone tempo metabolizmu. One żerują tylko od wiosennych do późnojesiennych dni, a później zapadają w hibernację – co prawda pływają w zbiorniku, ale w naturalnym środowisku osiadają sobie na dnie, czasem się zagrzebują i tak trwają – i w ciągu tych trzech zimowych miesięcy jedzą tylko przez 2-3 dni. Jeśli ktoś rzuciłby karpiowi jedzenie, na przykład zboże, on by tego nie zjadł, bo jest za zimno.
Handlarz przyznaje Gessler rację. Ryby faktycznie są smaczniejsze, kiedy nic nie jedzą w ostatnich dniach życia.
– Każda ryba przed konsumpcją powinna się oczyścić. Ryby są więc wpuszczane do specjalnych stawów z przepływem wody, płuczek. Tam pływają i wypróżniają się, wydalają wszystko ze swojego organizmu. Automatycznie wtedy to mięso jest wtedy smaczniejsze, niż ryby, którą weźmie się bezpośrednio ze stawu, oprawi i wrzuci prosto na patelnię – tłumaczy nasz rozmówca.
Bo każde zwierzę smakuje tym, co je. – Jeśli ryba jadłaby kukurydzę, a nie byłaby potem odbita, czyli odstawiona do takiej płuczki, gdzie mogłaby pływać bez jedzenia, to w mięsie byłby minimalnie wyczuwalny smak kukurydzy – słyszę.
Czyli wszystkie karpie, które trafiają na wigilijne stoły, w ostatnim czasie nie jadły. – Chyba, że ktoś trzyma je przed spożyciem w ciepłym zbiorniku. Ale tego się raczej nie praktykuje, bo to zupełnie nieopłacalne. Tym bardziej, że karp nie ma gigantycznych przyrostów w ciągu tygodnia czy dwóch, więc nie da się go w ostatniej chwili utuczyć. To jest ryba, która wolno rośnie – mówi handlarz.
Ludzie się oburzają, a to się dzieje co roku
– Czy to się to komuś podoba czy nie, karp, który jest potem sprzedawany, jest wyławiany ze stawu i idzie do oczyszczalni, do bieżącej, czysty wody. To tak jakby wsadzić go do rzeki. I ten karp przez tydzień faktycznie nic nie je, bo nie żeruje – przytakuje naszemu poprzedniemu rozmówcy Jacek Bożek, przewodniczący i założyciel Klubu Gaja, inicjatora kampanii "Jeszcze żywy karp".
Ale dodaje, że karpie są jeszcze dodatkowo czyszczone. I zwraca uwagę na hipokryzję handlu. – Ludzie chcą mieć jak najlepsze mięso i sądzą, że żywy karp w sklepie takie będzie miał. Ale często nie wiedzą, że karp, który jest transportowany bez wody, wydziela z powodu stresu kwas mlekowy i to mięso nie dość, że ma inny, gorszy smak, to do tego szybciej się psuje – opowiada Bożek.
Szef Klubu Gaja nie ukrywa podirytowania. Bo ludzie oburzają się po słowach Magdy Gessler, mimo że tak właśnie przygotowane są karpie do sprzedaży. Każdego roku.
– To nie jest nowa rzecz. Ktoś, kto kupuje karpia, powinien to wiedzieć. Nawet dobrze, że pani Gessler to powiedziała. Obywatele chociaż się dowiedzieli, co z tymi karpiami się dzieje. Bo pani Gessler słuchają, w przeciwieństwie do mnie – śmieje się.
Bądźmy świadomymi konsumentami
Jak zauważa przewodniczący Klubu Gaja, jakby ludzie przeczytali, co się dzieje z kurczakami czy innymi zwierzętami, to być może oburzyliby się jeszcze bardziej.
Bo grudniowa dyskusja na temat karpia pokazuje, że człowiek zauważa cierpienie naszych braci mniejszych dopiero, kiedy zobaczy proces jego zabijania. Kiedy widzimy stłoczone w zbiornikach, walczące o powietrze i zestresowane ryby, rusza nas to bardziej, niż gdy kupujemy w supermarkecie gotowe i estetycznie zapakowane mięso wieprzowe czy wołowe.
– Cały problem z jedzeniem zwierząt polega na tym, że tylko w przypadku karpia dostajemy żywą istotę. Ale ona nie krzyczy, nie wyje, nie kwiczy, bierzemy ją do domu i zjadamy. A w przypadku każdego innego zwierzęcia dostajemy po prostu kawałek mięsa i nie mamy kontaktu z tym zwierzęciem przez śmiercią. Nie wiemy jak było hodowane, transportowane na ubojnię, zabite – mówi Jacek Bożek.
Tak naprawdę taka sama dyskusja powinna więc toczyć się w obronie każdego innego gatunku zwierząt, który zjadamy.
– Nie rozumiem, dlaczego nagle porusza ludzie właśnie karp, skoro wszystkie zwierzęta cierpią cały czas. Masa tego cierpienia jest tak gigantyczna, że ktokolwiek widzi tę rzeź na własne oczy, nie może przejść koło tego obojętnie – dodaje.
Apeluje do ludzi o świadome zakupy mięsa. Karpia czy jakiegokolwiek innego zwierzęta.– Jesteśmy świadomymi, dorosłymi ludźmi i powinniśmy wiedzieć, co dzieje się zwierzętami. Czytajmy, dowiadujmy się, bądźmy uważni w kwestii jedzenia – namawia.
Tej świadomości sobie życzmy na święta. Żeby takie słowa, jak te Magdy Gessler już nas nie zaskoczyły.