Wysłanie przez przypadek nudesków do swojego szefa albo obgadywanie współpracowników w mailach, które ostatecznie trafiły do szkalowanych osób, to niezła lipa. Jednak nawet w połowie nie ma to podjazdu do sytuacji, w której przez czyjś błąd, wyciekają dane personalne setek klientów lub świadka poważnego przestępstwa.
Może znacie to z autopsji – dostajecie maila od szefa adresowanego do wszystkich pracowników biura. Standardowo chodzi o jakieś zmiany godzin pracy albo nudne firmowe spotkanie, na które trzeba będzie wymyślić jakąś wymówkę. "No nie, co ten dzban znowu wymyślił? Zawsze coś musi wymyślić, głupi baran" – piszecie w odpowiedzi do swojego kumpla.
I wszystko byłoby spoko, gdybyście kliknęli po prostu "odpowiedz", a nie "odpowiedz wszystkim". Jeśli nie jesteście tym gościem, bez którego cała firma upadnie jak Juncker na schodach, lepiej pomódlcie się o dobre poczucie humoru waszego CEO.
Na Reddicie można znaleźć wiele podobnych historii, kończących się mniej lub bardziej przykrymi konsekwencjami. W wielu przypadkach najgorszą karą za chwilową martwicę mózgu było wyrzucenie z pracy, jednak czasem bywa i tak, że wysłanie maila pod niewłaściwy adres ma o wiele bardziej poważne skutki.
Szef śmieszek
To akurat ten typ, na którego najlepiej trafić. Jeden z użytkowników Reddita opisał historię z czasów, kiedy spotykał się z pewną dziewczyną-pokemonem. Wiecie, l0ffc14m, LOL, OMG – te hasła, z których kiedyś wszyscy się śmiali, a teraz sami w sporej części wrzucają je w swoich rozmowach.
"Pisałem maila do swojej dziewczyny, ale przez przypadek wysłałem go do swojego szefa – Serge'a. To była jedna z tych głupkowatych wiadomości wysłanych Pokemonowi. 'OMG L0ffk1 dLa C13813, sŁ0Dz14Q' – napisałem. Ogarnąłem szybko, co zrobiłem i zacząłem się z tego tłumaczyć w serii kolejnych maili. 'Ech, a naprawdę ci uwierzyłem' – odpisał z ironią. Uff".
Ugaszony przypał
"To było jakieś osiem lat temu, wydawało mi się, że przesyłam wiadomość mojemu ówczesnemu chłopakowi, w czasie gdy tak naprawdę odpowiadałam na maila oryginalnemu nadawcy, którym była... szefowa mojego działu.
Wiadomość dotyczyła możliwości aplikowania na jedno z wewnętrznych stanowisk w firmie.
Moja odpowiedź na tego maila brzmiała mniej więcej tak: 'Po cholerę oni w ogóle wymyślają coś takiego i piszą mi o tym w mailu? Shanna praktycznie już dostała tę robotę. Korpogówno. Jak będziesz w domu, skręć mi grubego dżointa i odpal go, kiedy tylko przejdę przez próg'.
'Przykro mi, ale chyba nie rozumiem sensu twojej wypowiedzi. Przyjdź do mojego biura, kiedy znajdziesz chwilę' – odpisała szefowa. Ogólnie wyszło spoko, przypomniała mi jedynie, że służbowy adres e-mail nie służy do wysyłania prywatnych wiadomości".
F*ck you, I'm a princess
"Śliczna dziewczyna z mojej poprzedniej pracy lubiła księżniczkować. Objawiało się to u niej tym, że wpadała w furię nawet wobec tych osób, którzy w hierarchii firmy stali naprawdę wysoko ponad nią.
Jednego dnia wyżywała się na jakimś gościu, a ja wysłałem wtedy maila do swojego kumpla z pracy, pisząc: 'Ja pie***lę, ale ona jest hot, kiedy się wkurza'. I wszystko byłoby spoko, gdybym tylko nie dostał martwicy mózgu, która skończyła się wysłaniem wiadomości do tej laski.
Próbowałem wciskać ściemę, że chodziło o siostrę mojego kumpla, czy coś podobnie głupiego, ale byłem totalnie wkopany. Dziewczyna nie wyglądała na zbytnio przejętą".
Może być znacznie gorzej
Powyższe historie to i tak nic w porównaniu z przypadkami osób, które przez swój głupi błąd naraziły inne osoby na naprawdę poważne konsekwencje. Przed kilkoma laty głośno było o biurze prasowym Policji z Olsztyna, którzy przesłali dziennikarzom rysopis bandyty i przez przeoczenie podali imię i nazwisko naocznego świadka napadu.
Zorientowano się, że zostało ujawnione nazwisko tej osoby, które nigdy nie powinno wyciec. Przez ten błąd komunikat trafił poprzez skrzynkę mailową do kilkudziesięciu osób. Na szczęście nic się nie stało, jednak mogło być naprawdę groźnie.
Świadek widział scenę napadu, kiedy mężczyzna oddał cztery strzały w kierunku 31-letniej kasjerki i ukradł kilkadziesiąt tysięcy złotych w różnej walucie. Do zdarzenia doszło w kantorze w przygranicznym Gronowie.
Redakcja InnPoland pisała również o przypadku recepcjonistki jednego polskich hoteli w Małopolsce. Kobieta wysłała maila z ofertą do ponad 200 gości. Pech chciał, że każdy z nich mógł poznać maile wszystkich innych odbiorców.
"Jeden z nich poczuł się urażony bardziej, niż inni i sprawa trafiła najpierw do GIODO, a później do prokuratury w Nowym Targu. Prokuratura przesłuchała świadków i podejrzaną, zasięgnęła opinii informatyka (policyjnego) i zdecydowała o warunkowym umorzeniu sprawy na rok. Recepcjonistka musiała jedynie wpłacić 500 zł na cele społeczne" – czytamy w artykule Konrada Bagińskiego.
Tu dopiero zaczyna się farsa.
Wszyscy z 205 poszkodowanych osób dostali od prokuratury pismo, w którym zawarto bardzo wrażliwe dane, które dotyczyły pechowej recepcjonistki – o rodzinie, dzieciach, stanie majątkowym, braku leczenia psychiatrycznego itp.
Dzięki temu sąd pozwolił tym osobom poznać nie tylko adresy e-mail, które wypłynęły po błędzie recepcjonistki, lecz także imiona i nazwiska wszystkich poszkodowanych oraz historię życia pani z recepcji.
Na szczęście Google jakiś czas temu wprowadził pomocną opcję, które pozwala cofnąć maila. Możemy zdecydować, jak długo po kliknięciu "wyślij", możemy go cofnąć. Te kilka sekund czasami ratuje sytuację.