W wyniku katastrofy w kopalni ČSM Północ w Stonawie zginęło 13 górników, w tym 12 polskich.
W wyniku katastrofy w kopalni ČSM Północ w Stonawie zginęło 13 górników, w tym 12 polskich. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Bilans tragedii, która zdarzyła się w czwartek po południu w kopalni w Karwinie, pokazał, jak wielu w Czechach musi pracować polskich górników. Według nieoficjalnych doniesień we wszystkich kopalniach może być ich nawet 2,5 tys. – Ja codziennie dojeżdżam z Ustronia. 40 minut w jedną stronę. Ale podziwiam tych z centralnego Śląska, z Tychów, z Katowic. Im dojazd zajmuje średnio półtorej godzin – opowiada nam Dawid. Pracuje w Karwinie. Tamtego dnia miał być na dole.

REKLAMA
Dawid Mosler napisał na Facebooku, że feralnego dnia miał iść do pracy na wieczorną zmianę, ale wziął ranną. Na zamianę z kolegą, który poszedł za niego. Tragedia w kopalni, w której zginęło 12 polskich górników, wydarzyła się po godz. 17:00. Dawid zna tych, którzy w tym momencie pracowali.
Jak mówi naTemat.pl, 80 proc. osób pracujących na dole to Polacy. Czesi są głównie na górze, w biurach. W kopalni słychać głównie język polski. Czesi mówią po polsku, Polacy co drugie słowo po czesku. On pracuje tu drugi rok. W tym czasie nauczył się biegle czeskiego.
– Na kopalni każdy się zna, jednych z widzenia, innych tylko na "szczęść boże" na dole. Tego dnia mieliśmy ze znajomym jechać na wieczorną zmianę, ale przed weekendem wolałem iść na rano. Nie przyjąłem wieczornej zmiany od kierownika, chciałem dzień wolny lub ranną zmianę – opowiada. Od piątku ma urlop, potem święta. Na kopalnię ma wrócić w czwartek.
Miał szczęście. Gdy pytam, jakie myśli teraz nim targają, odpowiada krótko: – Kupiłem whisky i piję cała noc. Od godziny dziewiętnastej... Modląc się za kolegów, oglądam w telewizji wiadomości na temat tragedii. Porównuję różne źródła informacji i co mija się z prawdą.
Inny z Polaków, pracujących w tej kopalni, opisał na Facebooku, jak udało mu się uratować:
logo
Fot. Screen/Facebook
"Na start można zarobić 50 procent więcej"
Dawid Mosler ma 21 lat. Pochodzi z Lędzin. Jego dziadek był górnikiem, ojciec jest ratownikiem górniczym. Górnictwo to rodzinna tradycja, ale on sam w polskiej kopalni jeszcze nie pracował. Przyjechał od razu do Czech.
– Lepsze pieniądze. Na start można zarobić 50 procent więcej niż w Polsce – mówi Dawid. W zależności od tego, czy pracuje się "pod polską firmą", czy czeską, zarobki mogą się jednak różnić. – Ścianowy może na przykład zarobić 4-4,5 tysiąca na początek, a pod czeską firmą jest to 6-6,5 tys. zł w przeliczeniu – mówi. Jego kolega w Polsce zarabia 3 tysiące: – Przy czym musi przepracować sobotę , dwie, żeby ta trójka z przodu była.
Nasz rozmówca codziennie dojeżdża do Karwiny z Ustronia. To 40 min w jedną stronę. Pracuje w trybie 6 dni pracy i 1 dzień wolnego. Potem 6 dni pracy i 2 dni wolnego. I od nowa. Codziennie pracuje na ścianie, gdzie doszło do tragedii.
logo
Fot. Dawid Mosler
– W ciągu miesiąca pracuję 25-26 szycht. W Czechach pracuje około 2 tys. polskich górników. Najwięcej osób jest z Jastrzębia. Potem kolejno Wodzisław, Cieszyn, okolice Pruchnej, aż po Katowice i Tychy. Dwa samochody po 5 osób dojeżdżają codziennie z Tychów (84 km w jedną stronę ). Z Katowic jeździ ekipa busem 9 osobowym – opowiada.
Podziwia tych z centralnego Śląska. – Im dojazd zajmuje średnio półtorej godziny. Przy czym na ranną zmianę muszą być na kopalni przed godziną 5:00 rano. O 3:30 muszą wyjechać – stwierdza.
"Czesi nie chcą pracować za takie pieniądze"
W mediach związanych z górnictwem często znajdziemy doniesienia o tym, jak w Czechach polscy górnicy są cenieni. Dostają nagrody.
OKD.cz

"W gronie laureatów najwyższego czeskiego odznaczenia resortowego, medalu Georgiusa Agricoli, znalazł się w tym roku ponownie Polak – nadsztygar oddziału wydobywczego firmy Alpex PBG Czesław Witek". Czytaj więcej

"Polscy górnicy biją czeskie rekordy" – donosiły media już kilka lat temu. Na lokalnych portalach są wywiady z górnikami, który w Polskich kopalniach przepracowali ponad 30 lat, a potem 20 w Czechach.
Co się stało z czeskimi górnikami? – Nie chcą pracować za takie pieniądze. Czesi to głównie przodki, elektrycy, hydraulicy. Do ściany na wydobycie najczęściej idą Polacy – mówi Dawid Mosler.
Pamiętacie głośny wypadek w Czechach, gdy w Wełtawie topił się aktor Jan Triska, a Polacy rzucili mu się na pomoc? To również byli polscy górnicy, którzy pracują w czeskiej kopalni. Wtedy byli na wycieczce w Pradze.
Zaczęli wyjeżdżać już za Buzka
– Według informacji medialnych, których nie weryfikowałem, w czeskich kopalniach pracuje ok. 2500 polskich górników. Sprawa zaczęła się od czasów pierwszej restrukturyzacji za rządów Jerzego Buzka, kiedy likwidowano u nas kopalnie. Z 400 tys. górników zostało 100 tys. Otrzymali niewielkie odprawy i zakaz pracy w polskich kopalniach. Musieli gdzieś pracować, a że blisko granicy mieli czeskie kopalnie, to tam pracowali – mówi naTemat Wacław Czerkawski, przewodniczący Rady OPZZ województwa śląskiego.
Jego kolega z osiedla pracuje w Czechach. – Mówi, że mu się dobrze pracuje, ma dobre zarobki. U nas ciągle mówiło się o likwidacji, o restrukturyzacji, a tam była praca – mówi. Nawet w dniu tragedii okazało się, że znajomy koleżanki pracuje w Karwinie i było napięcie, bo miał popołudniową zmianę: – Była psychoza, czy był na miejscu, ale na szczęście udało się to wykluczyć.
Wśród tych, którzy pracują w Czechach nie brak takich, którzy mają pewne problemy w Polsce. – Ludzie posiadający komornika, czy zadłużenia w Polsce. W Czechach są bezpieczni od zajęć komorniczych, takich osób jest mnóstwo – mówi Dawid Mosler.
Jak ocenia warunki w czeskiej kopalni? – Są ciężkie. Na ścianie bywa i 40 stopni Celsjusza. Wilgotność 95-99 proc.. Przy czym tlenu 19 proc. Wszystko w rękach Boga. Bycie górnikiem to nie tylko praca. Ten zawód trzeba kochać i szanować – odpowiada.