
Co roku na wigilijnym stole zostawiamy puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Niektórzy są tak wierni tradycji, że nie wpuszczają nikogo. Pusty talerz ma być przecież... pusty. Wśród nas są jednak samarytanie, którzy w myśl powiedzenia "Gość w dom, Bóg w dom" przyjęli nieznajomego na kolację.
Kiedy miałam ok. 15 lat, przed wieczerzą zapukał samotny starszy pan. To były jedne z pamiętnych świąt... Ten pan już umarł , ale w naszych sercach nadal jest ten obraz, jak wchodzi i prosi czy nie mógłby zjeść z nami.
Opowieść Leny zaczyna się na dwa dni przed Wigilią. – Moja koleżanka z pracy wracając pociągiem z Warszawy do Łodzi, poznała w pociągu Rosjanina, który jechał na święta. Zaprosił go kolega, z którym studiował – zaczyna Lena. – Koleżanka wymieniła się z Rosjaninem numerem telefonu, żeby podczas jego pobytu u nas jeszcze się spotkać na pogaduchy – opowiada.
Więc ja, niewiele myśląc, mówię: OK, nasi rodacy zachowali się jak świnie... Ja go zabiorę do domu na wigilię i święta. Możecie sobie wyobrazić minę mojego męża, gdy wróciłam w wigilię z pracy z obcym facetem - w dodatku Rosjaninem - i powiedziałam, że będzie u nas w święta.
Zachowanie pustego talerza w imię tradycji, to był oczywiście żart. Wielu z nas po prostu boi się wpuszczać do domu nieznajomych.
W moim rodzinnym domu bardzo wielu samotnych wędrowców przewinęło się w świąteczne dni i nie tylko. Ot, taka tradycja, choć z Kościołem nie byliśmy i nie jesteśmy w przyjaźni... bo żarliwa modlitwa to nie człowieczeństwo, ale za to spora hipokryzja owszem.
Ja prawie co roku mam u siebie kogoś na Wigilię. Przez te wszystkie lata w Niemczech nazbierało się trochę tego. Czasem były to panie, które przyjeżdżały do opieki nad starszymi osobami, czasem znajomi, którzy zostali sami w Wigilię. Nie zawsze byli to Polacy. U nas drzwi są otwarte dla każdego.
Pani Bożena, z którą miałem okazję porozmawiać, miała interesującą przygodę pod koniec 90. – Do sąsiadki przyjechała kuzynka z okolic Łodzi. Spotkałam ją przypadkiem, kiedy wyszłam z mieszkania. Zauważyłam, że strasznie długo stała pod drzwiami. Zapytałam po co, bo sąsiedzi wyjechali – mówi moja rozmówczyni. Nieznajoma przyznała, że jest "nietutejsza". Pani Bożena postanowiła jej pomóc i przenocować.
