Rozpoczęty właśnie rok to prawdziwy wyborczy maraton, w którym opozycja rozegra decydującą bitwę ze Zjednoczoną Prawicą. Oprócz tradycyjnych graczy, na scenę wejdzie partia Roberta Biedronia. Jednak jak pokazują ostatnie głosy płynące z tamtej strony, będzie ona o wiele mniej radykalna niż zapowiadano na początku.
Rozgrywka między partiami opozycyjnymi i kilka wariantów koalicji, które mogą zostać zawarte, to obecna rzeczywistość antyrządowego obozu. I o ile rozmowy między PO, Nowoczesną, PSL-em i SLD mogą doprowadzić do jakiegoś międzypartyjnego porozumienia, o tyle nowy gracz, który ma zamiar wejść na polityczną scenę, będzie zdobywał poparcie samodzielnie.
Jednak partia Roberta Biedronia, która jak na razie buduje się w aurze tajemniczości, traci na zapowiadanym radykalizmie. Ugrupowanie byłego prezydenta Słupska miało być mocnym skrętem w lewo, zarówno jeśli chodzi o kwestie społeczne, jak i światopoglądowe. Patrząc na niedawne wypowiedzi lidera, polityczny pragmatyzm zaczyna przeważać.
– Na początku lutego ogłosi swój program, który jest już prawie gotowy [...]. Nie będzie tak radykalnie lewicowy światopoglądowo, jak się spodziewano. Dla przykładu, mimo ostrych antyklerykalnych wypowiedzi Biedronia — choćby w ostatnim wywiadzie dla lewicowego "Przeglądu" — jego partia opowiedzieć się ma za pozostawieniem religii w szkole. Także eksperci gospodarczy pracujący z Biedroniem bliżsi są socjalliberałom, nie zaś socjalistom – pisze Andrzej Stankiewicz w artykule dla portalu Onet.pl.
Osoba z bliskiego otoczenia Biedronia twierdzi, że mimo ostrego kursu na zderzenie z PO, niewykluczone są rozmowy z Platformą. – Nie chcemy palić mostów. Jeśli nasz wynik w wyborach europejskich będzie słaby, to niewykluczone, że usiądziemy do rozmów ze Schetyną o wspólnym starcie do Sejmu na jesieni – mówi.
Przypomnijmy, w maju tego roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. W listopadzie zaś rozstrzygnie się walka o większość parlamentarną.