Partia Roberta Biedronia, choć jeszcze nie powstała, budzi coraz większe emocje na polskiej scenie politycznej. Wygląda na to, że może mocno namieszać. Przynajmniej tak wynika z opublikowanego w piątek sondażu, przeprowadzonego już po sławetnym wystąpieniu szefa NBP Adama Glapińskiego
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Prawo i Sprawiedliwość wciąż trzyma się bardzo mocno i nie jest w stanie przeszkodzić mu nawet konferencja Adama Glapińskiego, który bardzo ostro odparł ataki mediów komentujących niebotyczne zarobki jego współpracowniczek: Martyny Wojciechowskiej czy Kamili Sukiennik.
Gdyby wybory odbyły się pod koniec tygodnia, PiS mógłby liczyć na 37 proc. głosów, PO na 25 proc., a czarnym koniem sondażu jest partia Roberta Biedronia (jej konwencja założycielska odbędzie się 3 lutego) z 9 proc. poparciem.
W badaniu Pollstera dla "Super Expressu" znalazły się jeszcze: PSL i Kukiz'15 – po 7 proc., SLD – 5 proc., Nowoczesna i Wolność – po 3 proc., Razem – 2 proc., Teraz – 1 proc. oraz domniemana partia pod skrzydłami ojca Rydzyka – 1 proc.
Jaką nazwę będzie mieć partia Biedronia?
W piątkowy wieczór polityczną Polskę rozgrzała plotka o tym, jak miałaby się nazywać partia Roberta Biedronia. Na Twitterze pojawiła się konto Umowa Biedronia i od razu pojawiły się domysły, że tak właśnie miałaby się nazywać partia założona przez lewicowego polityka.
Dotąd najczęściej spekulowano, że ugrupowanie byłego prezydenta Słupska będzie nosić nazwę "Kocham Polskę". Ba, partia o takiej nazwie już nawet została zarejestrowana przez jego współpracowników.