
Nie raz relacjonowałem mecze naszej kadry. Wchodziłem na stadion z torbą z laptopem, ale nikt nie sprawdzał co jest w środku – brałem akredytację i wchodziłem do środka. A co by było, gdyby mi coś odwaliło i zamiast laptopa miałbym nóż albo bombę? – mówi nam Karol, dziennikarz internetowy. Okazuje się, że nie tylko on ma takie odczucia.
– Wszystko zależy od imprezy – mówi nam Karol, który na co dzień pracuje w newsroomie internetowym. – Nie raz relacjonowałem mecze naszej kadry. Wchodziłem na stadion z torbą z laptopem, ale nikt nie sprawdzał co jest w środku. Po prostu brałem akredytację, podpisywałem listę i wchodziłem do środka. A co by było, gdyby mi coś odwaliło i zamiast laptopa miałbym nóż, pistolet albo bombę, no cokolwiek?! – pyta dziennikarz.
– Wielokrotnie chodziliśmy jako akredytowani dziennikarze na mecze rozgrywane na Stadionie Narodowym. Wejście dla mediów jest z boku, bez kolejek, nie raz widziałem jak dosłownie parę metrów przed nami jechały kolumny rządowe z VIP-ami. Ochroniarze sprawdzają przepustki i profilaktycznie zaglądają do plecaków, ale naprawdę w ogóle nie trzeba się starać, by wnieść coś niepożądanego – opowiada nam Michał, dziennikarz.
Nie raz zwracaliśmy na to uwagę w rozmowach podczas wchodzenia na stadion. Stamtąd wejście na murawę jest już bardzo proste, a i z samej loży widać wszystkich oficjeli. Są dosłownie pod dziennikarzami. Na meczu nie raz widać jak parę metrów obok nas stoi prezydent, ministrowie, byli prezydenci. Nie chcę myśleć, co by było, gdyby ktoś faktycznie chciał zrobić coś złego – mówi Michał, dziennikarz.
Sprawa kontroli dziennikarzy wygląda trochę lepiej jeśli chodzi o duże koncerty. Tam stosuje się więcej ograniczeń i kontroli. Ale też nie jest idealnie.
