Legenda brytyjskiej gastronomi, niepokorny celebryta i człowiek, który sukces zawdzięcza tylko i wyłącznie swojej ciężkiej pracy. 20 sierpnia premiera książki „Gordon Ramsay. Na samym szczycie”. Biografii, która potwierdza regułę, że miejsce kucharza jest w kuchni, a nie w bibliotece. Gordon Ramsay. Szczyt głupoty.
Biografia Ramsay'a, jednego z bardziej rozpoznawalnych kucharzy na świecie, zachęca opisem na okładce: „Niekiedy śmieszna, niekiedy wzruszająca”. Aż kusi żeby dodać „zawsze nudna”. W końcu po biografii rozpoczynającej się od zdania: „basen był nasycony błękitem jak niebo Los Angeles” trudno spodziewać się czegoś więcej. Kwieciste i tandetne porównania, to jednak nie koniec koszmaru jakim jest lektura tej książki. W gruncie rzeczy można przymknąć na nie oko. W końcu nikt nie oczekuje, że biografia celebryty będzie w wysmakowanym stylu, choć oczywiście jeśli jest to życiorys kucharza, to można by się tego spodziewać.
Nie w języku jednak tkwi tu problem. Diabeł tkwi w szczególe i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Licząca nieco ponad trzysta stron lektura jest opowieścią przez wszystkie, najdrobniejsze meandry życiorysu kucharza. Nazwiska, które przewijają się przez karty książki trudno zapamiętać, historię zlewają się w jedną, a nazwy restauracji po pierwszych trzech stronach zaczynają się mieszać. To co zostaje, to obraz kucharza, który osiągnął sukces klnąc. Przynajmniej na ten aspekt zwrócił uwagę autor – Neil Simpson, którego nazwisko swoją drogą, jest napisane tak małą czcionką, że trudno znaleźć je na okładce.
Co oprócz przeklinania potrafi Ramsay. Wydaje się, że całkiem sporo, przynajmniej można tak wywnioskować patrząc na to ile przez swoje 50 letnie życie zdążył przeżyć. Nie wiem czy biografia Ramsaya jest prawdziwa, ale jeśli tak, to jego życiem można by obdzielić co najmniej kilku celebrytów. W biografii kucharza jest absolutnie wszystko. Trudne dzieciństwo na przedmieściach, bijący i pijący ojciec, matka ofiara, brat narkoman, niespełniona kariera sportowa, wielka zakazana miłość, niewdzięczni współpracownicy i ciężka praca. W międzyczasie przewija się oczywiście kochanka, złośliwy recenzent i kilka innych kataklizmów, od zepsutych przegrzebków, po wizytę Tony'ego Blair'a w jednej z restauracji.
I to pewnie byłby najciekawszy wątek. Niestety autor ocenił Ramsaya bardziej jako celebrytę, niż kucharza, dlatego w biografii więcej wstawek osobistych, a mniej smakowitych kąsków z zaplecza. Szkoda, bo patrząc na to, co wyczyniał Ramsay w programie „Piekielna kuchnia” można by pomyśleć, że co jak co, ale akurat na gotowaniu się zna. Nawet jeśli, to nie daje nam tego o sobie poznać w swojej biografii. W książce nie znajdziemy ani cienia przepisów, maleńkiej porady czy nawet smakowitego opisu. Znajdziemy za to odbite na takim xero zdjęcia Ramsaya z rodziną i szczegółowe scenariusze każdego z programów celebryty. Tak jakby nie można było ich sobie obejrzeć.
„Gordon Ramsay. Na samym szczycie” to książka, która sili się na humor i wzruszenia. W efekcie jednak dostarcza frustracji i znużenia. Autor próbuje w niej udowodnić, że żeby coś osiągnąć trzeba tego po prostu bardzo chcieć. Być może tak jest, ale po lekturze bliżej jest mi do zdania, że sukces osiąga ten kto jest chamski i zmierza do celu nie obracając się na boki. Obraz Ramsaya jaki wyłania się z książki nie jest specjalnie sympatyczny. Podobnie zresztą jak w programie, który swego czasu można było oglądać w telewizji. Obawiam się jednak, że w wizerunku kucharza jest tyle samo prawdy, co marketingowego chwytu.
W dobie mody na programy kulinarne i gotowanie, sprzeda się wszystko. Fani Ramsaya stęsknieni za jego programem pewnie kupią i tą książkę. Część może będzie usatysfakcjonowana. Dzięki tej lekturze pozna "mroczne sekrety" i "brudne tajemnice" niepokornego dziecka kuchni. I dobrze, niech fani się cieszą, tylko sięgając po "szczyty" niech pamiętają, że jest to książka równie głęboka, jak bruzdy na czole kucharza.
"Gordon Ramsay. Na samym szczycie"
Vesper, Poznań 2012