
Przewodniczący największego związku zawodowego w Polsce, Piotr Duda, w ostrych słowach krytykuje Lecha Wałęsę, który spotkał się z republikańskim kandydatem na prezydenta, Mittem Romney'em. Mówi, że były lider związku zapomniał jak wiele mu zawdzięcza. Jednak znacznie ostrzej Duda krytykuje rządzących i przedsiębiorców, którym zarzuca niewywiązywanie się ze zobowiązań.
Nie wiem, po co prezydent i premier stosują jakieś półśrodki i uchwalają takie ustawy. Niech pokażą, jakie są ich prawdziwe intencje, i zdelegalizują związki. Będą mieli święty spokój. Nikt im nie będzie zakłócał ciszy wieczornej. (…) Sejm odrzucając nasz wniosek o referendum emerytalne, poparty 2 mln podpisów, pokazał, jak poważa związki. W Polsce demokracja kończy się w dniu wyborów. Później zaczyna się czteroletni dyktat partii, która zdobyła większość. I nie mówię wyłącznie o tej koalicji. Zawsze to tak wyglądało.
Wolałbym załatwiać wszystko w drodze dialogu. Ale nie widzę na to szans. W 2009 roku rząd, pracodawcy i my zgodziliśmy się na wprowadzenie pakietu antykryzysowego. Myśmy zgodzili się na rozliczenie czasu pracy w okresie rocznym pod warunkiem, że rząd przygotuje harmonogram doprowadzenia płacy minimalnej do poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Wszyscy się pod tym podpisali. Minęły trzy lata i nic. Związek musiał przygotować obywatelski projekt w tej sprawie, bo pan premier zapadł na amnezję, a pracodawcy, choć z dobrych rzeczy korzystali, to nas krytykują.
Jednak Duda nie uważa, że sytuacja, gdy w jednej firmie jest kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt związków, to coś złego. Argumentuje, że z ich pracy korzystają wszyscy pracownicy. Przyznaje jednak, że należy się zastanowić, czy nawet najmniejsze związki powinny mieć taką siłę, jak te duże.


