PiS bardzo chciało wygrać wybory prezesa Związku Województw RP. To instytycja, która patrzy władzy na ręce, by ta nie zwiększała kontroli nad samorządami. Ostatecznie przegrało jednym głosem, bo pokłócili się ważni politycy partii rządzącej na Podlasiu.
Dlaczego wybory w Związku Województw RP, były dla PiS ważne? Partia Kaczyńskiego chciała zwycięstwa z dwóch powodów.
– Zapewne chodziło o pokazanie, że PiS wygrało te wybory samorządowe. Nie mogę też wykluczyć, że woleliby osobę, która by nie protestowała, gdy województwom będą odbierane kolejne kompetencje. Stąd była pełna mobilizacja obu stron – ocenił Olgierd Geblewicz (to on ostatecznie został prezesem), marszałek województwa zachodniopomorskiego w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
– Dwa głosy były nieważne, bo po zgięciu kartki tusz z pióra odbił się także przy innej kratce (a były trzy: za, przeciw, wstrzymuję się). Ale, co ciekawe, te dwa głosy miały być oddane na Władysława Ortyla. To był, ale remis ze wskazaniem właśnie na kandydata PiS – powiedział serwisowi gazeta.pl jeden z delegatów. Drugie podejście dało już wynik 33:31 dla Geblewicza.
Zdecydował głos przewodniczącego sejmiku na Podlasiu, adwokata Karola Pileckiego, polityka Platformy Obywatelskiej. W podlaskim sejmiku większość ma PiS, ale w zeszłym roku radni niespodziewanie wybrali na przewodniczącego Pileckiego.
Dlatego, że w podlaskim PiS zwalczają się dwaj baronowie: Krzysztof Jurgiel i Jarosław Zieliński. Opozycji udało się przekonać jednego radnego PiS do głosowania za Pileckim. I to właśnie jego głos jako delegata z Podlasia sprawił, że prezesem na kolejne lata pozostał Olgierd Gneblewicz.