Fiński Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności skierował do strony polskiej zapytanie, czy do naszego kraju mogło trafić chore mięso.
Fiński Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności skierował do strony polskiej zapytanie, czy do naszego kraju mogło trafić chore mięso. Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Gazeta
Reklama.
Jak wynika z komunikatu fińskiego urzędu, rozpoczęto badanie, czy z Polski do Finlandii przywieziono mięso, które rzekomo jest mięsem chorych, nieprzebadanych krów. Jak wyjaśniono, według informacji mediów w Polsce mogło trafić na rynek wołowe mięso, pochodzące z chorych zwierząt, niepoddane kontroli w rzeźni, czego wymagają przepisy w krajach członkowskich Unii Europejskiej.
Decyzja Ruokavirasto może mieć związek z reportażem"Superwizjera" TVN o domniemanym uboju chorego bydła na Mazowszu. Poinformował o tym fiński dziennik "Helsingin Sanomat", ktory zwrócił uwagę, że dla Finlandii Polska jest drugim po Niemczech głównym dostawcą mięsa.
Dziennikarze "Superwizjera" TVN pokazali w reportażu "Chore bydło kupię" proceder nielegalnego handlu chorym mięsem. Patryk Szczepaniak, współautor reportażu, który zatrudnił się w ubojni, opowiedział w rozmowie z naTemat, jak wyglądała praca. Główny Lekarz Weterynarii RP zarządził przeprowadzenie kontroli w całym kraju w związku z reportażem "Superwizjera".
– Nocną zmianę w ubojni zaczynałem o 17, kończyłem o 5 rano. Byłem zestresowany i trochę przerażony. Przez cały czas ładowaliśmy tusze, które tak śmierdziały, że zbierało się na wymioty nie tylko mnie, ale i kolegom, którzy pracują w ubojni po kilka albo kilkanaście lat – opisał Patryk Szczepaniak.
Dziennikarz naTemat Kamil Rakosza wcielił się w hodowcę krów zainteresowanego sprzedażą chorej sztuki i zadzwonił do kilku skupów w kilku miejscach w kraju. Okazało się, że gdyby faktycznie nim był, bez problemu wzbogaciłby się na handlu chorymi krowami.
źródło: hs.fi