Kazimierz Kujda, wieloletni szef związanej z PiS spółki Srebrna, przyznał w czwartek wieczorem, że w latach 80. był agentem Służby Bezpieczeństwa. I to właśnie PiS go "wydało", odtajniając teczki SB z tzw. zbioru zastrzeżonego, czyli zetki. Mimo wszystko partia jest dziś zszokowana – koniec końców w bliskim otoczeniu Kaczyńskiego działał współpracownik SB.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
"Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie wiedział o współpracy K. Kujdy z SB i nie wie, z jakiego powodu i kiedy dokumenty K. Kujdy znalazły się w zbiorze zastrzeżonym. Sprawę będzie wyjaśniał" – czytamy w e-mailu od klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, który cytuje "Gazeta Wyborcza".
Z zapisu w zbiorze zastrzeżonym wynika, że TW "Ryszard" prowadzony był przez bezpiekę w Siedlcach i miał z nią współpracować w latach 1979-87, a jego akta to dwa tomy – teczka personalna oraz teczka pracy. Do kwietnia 2018 r. teczki Ryszarda znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym (zbiorze Z).
W swoim oświadczeniu Kujda podkreślił, że nigdy nie podjął współpracy z SB, która prowadziłaby do skrzywdzenia kogokolwiek czy naruszenia czyichś dóbr.
"Nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na naruszaniu czyichś dóbr i krzywdzeniu osób trzecich. W moim przekonaniu podczas kontaktów z SB nikogo nie skrzywdziłem i nikomu nie zaszkodziłem. Wiem, że popełniłem błąd, i bardzo pragnę, żeby został mi wybaczony" – napisał Kujda.
Znamienny jest tweet byłej szefowej "Wiadomości". Marzena Paczuska stwierdziła, że Kazimierz Kujda zrobił Jarosławowi Kaczyńskiemu "mega świństwo". "Tyle lat trzymać w tajemnicy agenturalną przeszłość i wkręcić się w środowisko zwolenników lustracji – trzeba mieć tupet" – napisała Paczuska.
Kujda na Taśmach Kaczyńskiego
Wyznanie Kujdy nastąpiło w wyniku publikacji trzeciej części tzw. taśm Kaczyńskiego. Prezes NFOŚ mówił na nagraniu w sposób, który pokazywał absolutne jednowładztwo Jarosława Kaczyńskiego w Srebrnej.
– Musieliśmy mieć akceptację pana Kaczyńskiego (na działania w Srebrnej – red.) i robiliśmy to za plecami pani Goss (Janiny Goss, w zarządzie spółki od 2012 r., działaczki PiS, znajomej prezesa – red.). Ona co kilka dni sprawdzała rachunek bankowy i jeśli zobaczyła, że wydaliśmy 20-30 tys. na małe kroki w tym projekcie, robiło się strasznie. Była wojna – opowiadał.