
Polityka społeczna w Skandynawii uderza w emigrantów z Polski. Tylko w zeszłym roku w Norwegii 27 razy odebrano polskim rodzinom dzieci. Barnevernet, czyli Norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka – na dźwięk tych słów rodziców przechodzą ciarki. Tej instytucji wystarczy byle pretekst, by odebrać dziecko: smutna mina malucha, niewielkie zadrapanie, siniak po upadku z huśtawki. Czy na pewno? A może Polacy w Norwegii zapominają, że tam reguły gry ustala norweskie prawo.
"Norweskie realia w zakresie prawa do opieki nad małoletnimi znacząco odbiegają od realiów polskich, a standardy wychowania dzieci różnią się od standardów wyniesionych z Polski. Wiele zachowań w relacjach między rodzicami a dziećmi, prawnie i kulturowo dopuszczalnych w Polsce, w Norwegii może zostać potraktowane jako naruszenie praw dziecka skutkujące surowymi konsekwencjami – czytamy na stronie MSZ poświęconej Norwegii.
Barnevernet to instytucja publiczna, której celem jest pomoc w zapewnieniu dzieciom i młodzieży bezpiecznego dzieciństwa i rozwoju. Głównym zadaniem Barnevernet jest przyjście w odpowiednim momencie z niezbędną pomocą dzieciom, żyjącym w warunkach mogących stanowić zagrożenie dla ich zdrowia lub rozwoju oraz zapewnienie im opieki.
Mieszkaliśmy z mężem Sebastianem w Norwegii od 9 lat, nasze dzieci się tu urodziły. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z Barnevernet, czyste konto, nic, żadnego zgłoszenia nas. Mieliśmy wyłącznie dobre referencje od właścicieli mieszkań, sąsiadów oraz z pracy.(...)Rzekomo zauważono w szkole u córki małą rankę na czole, była to prawda, bo przy zabawie na sofie młodszy brat upuścił na córkę zabawkę, co zostawiło zadrapanie. Oskarżono nas o przemoc i od razu próbowaliśmy wyjaśniać pochodzenie ranki, ale wszystko to na nic. Rzekomo córka mówiła, że rodzice ją biją już od czterech lat, mama 49 razy, a tata 50 razy, chociaż żadne przedszkola, lekarze i poprzednia szkoła nic nie zauważyli. (..)Kiedy wróciliśmy do pustego domu, gdzie babcia oznajmiła, że wyrwano jej małego wnuczka, a naszego synka z wózka i wsadzono do radiowozu, gdzie czekała już siostra i odjechano. Czytaj więcej
Napisz do autorki: dominika.majewska@natemat.pl
