To potężna grupa wpływu. I niebezpieczna – matki "zwyczajne" wpadają w kompleksy, że ich życie z nowonarodzonym dzieckiem przypomina huragan, a nie bajkę Disneya. Kasia Tusk – mimo że sama nie kreuje się wcale na Idealną Instagramową Matkę – również tutaj nie pomaga. Piękne zdjęcia i milczenie na temat nowego etapu życia to mieszanka, która jej fankom-matkom nie do końca służy.
Żyjemy w świecie, w którym perfekcja jest na wagę złota. Internetowe artykuły przeskakują się w radach, co zrobić, żeby mieć idealnie płaski brzuch, idealnie lśniące włosy, idealny związek, idealny ślub czy idealne dziecko. Jak być idealnie eko, idealnie fit, idealnie poukładanym i idealnie szczęśliwym człowiekiem.
Jasne, fajnie by było, gdyby wszystko było piękne i doskonałe. Jednak rzeczywistość wcale tak nie wygląda. Nawet jeśli regularnie ćwiczymy, możemy wcale nie mieć płaskiego brzucha, w zimie włosy wyglądają jak szczotka, nie mamy czasu na romantyczne kolacje z partnerem i pieniędzy na ślub stulecia, a nasze dziecko to mały, chociaż kochany diabeł.
Życie jest cholernie ciężkie i nie ma co tego ukrywać. Żeby coś było nie tyle doskonałe, ale po prostu znośne, trzeba się sporo napracować. A przecież czasem nie ma na to siły. Wstajesz rano ledwo żywa, idziesz do pracy na osiem niekończących się godzin, po powrocie ogarniasz dom i rodzinę, zasypiasz przed telewizorem – tak wygląda wiele dni wielu z nas. Gdzie tu czas na bycie idealną?
Szczególnie jeśli jesteś matką? A szczególnie: młodą matką?
Człowiek czy fikcja?
Rzeczywistość nie jest różowa i puchata i nie ma co się burzyć. Nie chodzi oczywiście o to, żeby się teraz poddać i pójść na całość z chaosem, ale o to, aby przestać się spinać i tracić nerwy na bycie ideałem. Życie jest na to za krótkie, lepiej skoncentrować się na tym, żeby być spełnionym i szczęśliwym w swoim nieidealnym świecie.
To jednak nie takie łatwe w dobie social mediów. To już się zmienia i do głosu coraz częściej dochodzi brzydota, smutek czy po prostu zwyczajność, ale wciąż w sieci królową jest perfekcja.
Osoby publiczne – celebryci, influencerzy, coache – powinni brać odpowiedzialność za świat, jaki kreują. Są obserwowani przez tysiące, miliony ludzi, z których każdy reaguje inaczej.
Jedna osoba na widok przepięknych zdjęć na Instagramie znanej influencerki zda sobie sprawę, że to świadoma kreacja rzeczywistości – widzimy tylko to (w wersji przefiltrowanej i przerobionej), co gwiazda social mediów chce nam pokazać. Fotografie fotografiami, owszem są ładne, ale to nie jest prawda o życiu ich autorki.
Jednak druga osoba po obejrzeniu takiego zdjęcia wpadnie w kompleksy. Bo jej życie tak nie wygląda. U influencerki wszystko jest pod linijkę, piękne i błyszczące, a u niej? Tu walają się brudne naczynia, tam wrzeszczy dziecko, a pies właśnie nasikał na dywan. Nic tylko usiąść i płakać.
Dlatego właśnie influencerzy powinni zdawać sobie sprawę, jak wielki wpływ mają na swoich fanów. W końcu słowo "influencer" obowiązuje.
A własny profil na Instagramie jest doskonałym miejscem, w którym – nawet pokazując swoje życie wyłącznie z nałożonym filtrem – można uświadamiać, że życie idealne wcale nie jest. Czasem wystarczy jedno zdanie, jak zrobiła to ostatnio Małgorzata Socha, czasem nawet hasztag lub głupia mina. Jakiś dowód na to, że jest się człowiekiem, a nie robotem lub wytworem fikcji.
Niestety wiele matek na Instagramie nie zdaje sobie z tego sprawy. A to właśnie na tej grupie ciąży olbrzymia społeczna i kulturalna presja.
Chaos poporodowy
Nasza kultura bardzo by chciała, żeby po ciąży nie było śladu od razu po porodzie ("ideałem" była tu księżna Kate, która po wyjściu ze szpitala wyglądała jak milion dolarów). Trzeba od razu wrócić do dawanej figury, umalować się, ładnie ubrać i jeszcze "promienieć jak młoda, szczęśliwa matka".
Ciąża i narodziny dziecka to oczywiście piękna rzecz, ale nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jakie to wyzwanie. I jak czuje się wiele kobiet po porodzie. Nie dość, że wszystko boli i możemy mieć problem chociażby z pęcherzem, to jeszcze szaleją nam hormony. Do tego dochodzi lęk, że nie poradzimy sobie z tym bezradnym i całkowicie od nas zależnym maleństwem.
Jak pisał portal MamaDu, ciąża i połóg to niezwykle wymagający okres dla ciała kobiety, po którym potrzeba czasu, żeby wrócić do "normalności".
"Dr Julie Wray z Salford University (...) odkryła, że standardowy, sześciotygodniowy okres rekonwalescencji to „kompletna fantazja”. Żeby w pełni odzyskać siły po ciąży i porodzie potrzeba na to nawet … roku! Nie chodzi oczywiście wyłącznie o odzyskanie sił fizycznych, ale zarówno o nasz stan psychiczny. Wiele kobiet czuje ogromną presję, by stanąć na nogi najszybciej jak to tylko możliwe, a nawet, by wrócić do pracy wcześniej, niż przed upływem 6 tygodni" – pisało MamaDu.
Mało osób zdaje sobie jednak z tego sprawę. A waga jeszcze długo może być większa niż wcześniej, w nocy nie można spać z powodu niekończącego się płaczu dziecka, a noworodek często nie chce lub nie umieć pić mleka z piersi. Stres, panika, chaos w domu, przekonanie, że coś jest ze mną nie tak – to nowe życie, do którego trzeba się przyzwyczaić. Czasem dochodzi do tego nawet depresja poporodowa.
Oczywiście u każdej kobiety wygląda to inaczej. Jedna dojdzie do siebie szybciej, innej zajmie to znacznie więcej czasu. Dlatego tak ważne jest wspieranie matek przez inne matki, siostrzeństwo, rozmowy, rady, wypłakiwanie się, dawanie sobie otuchy.
Idealne Instagramowe Matki
I tutaj właśnie na scenę wchodzą Idealne Instagramowe Matki. Niektóre, jak znana amerykańska influencerka Amber Fillerup Clark, matka trójki dzieci, celowo kreują swoje życie na bajkę. Inne, jak Kasia Tusk, po prostu wstawiają ładne zdjęcia, nie dzieląc się szczegółami ze swojego życia fanom.
Jednak w obu tych przypadkach widzimy obraz idealnych młodych matek. Clark idealnie wygląda, ma idealnego męża, idealne dzieci, idealnego psa, idealny dom i generalnie idealnie życie. Kilka dni temu influencerka urodziła swoje trzecie dziecko – córkę Frankie. Tuż po porodzie opublikowała na swoim profilu piękny filmik ze szpitala, a niedługo potem piękne zdjęcie z pięknym noworodkiem.
Z kolei problem z Kasią Tusk jest inny. Polska influencerka mówi... za mało. Tusk broni swojej prywatności, nie uzewnętrznia się w mediach społecznościowych, koncentruje się jedynie na prezentowanie pięknego contentu – to w końcu jej praca. I to jest godne szacunku i podziwu.
Jednak fakt, że Tusk jedynie wrzuca piękne zdjęcia i krótkie wpisy na blogu, jest pewnego rodzaju problemem. Blogerka bowiem niedawno urodziła, a na jej profilu nie ma absolutnie żadnych śladów na to, że miała lub ma jakiekolwiek problemy czy trudności jako młoda matka.
Jaki rysuje się więc jej obraz jako matki na Instagramie? Jest idealnie. Tusk wygląda absolutnie idealnie, znowu ma wspaniałą figurę i w życiu nie dałoby się odgadnąć, że nie tak dawno temu urodziła dziecko. Dziecka jeszcze nie widzieliśmy, ale widzimy porządek w domu, rodzinny spacer i szczęśliwego psa.
Jasne, Tusk nic nie mówi, ani o tym, że jest źle, ani o tym, że jest idealnie. Jednak jej zdjęcia – świadomie lub nie – dają przekaz, że wszystko jest wspaniale. To sprawia, że nie "nieidealne" matki, które borykają się z nową rzeczywistością, często czują się absolutnie bezwartościowo. Jak porażki. "Bo u niej jest tak, a u mnie tak".
Oczywiście nie można mieć pretensji do Kasi Tusk, że tak szybko wróciła do formy po porodzie i że nie chce dzielić się z fanami swoim życiem bardziej, niż jest to konieczne. Jednak wystarczy spojrzeć na komentarze pod jej zdjęciami, żeby zobaczyć, że większość ludzi jest przekonanych, że tak właśnie powinno wyglądać życie z noworodkiem. Zero trudu, zero chaosu. Tusk jest przez fanów traktowana jako ideał od zawsze, ale obecnie jest już na piedestale doskonałości.
Oczywiście nie można od niej wymagać, żeby nagle podzieliła się szczegółami z porodu czy ciąży, nie o to chodzi. Tusk nie należy też do osób, które robi relacje na InstaStories i dokumentuje całe swoje życie. Ale jakiekolwiek mrugnięcie okiem do obserwujących – szczególnie młodych matek – naprawdę by się przydało. Że jednak nie jest tak idealnie. Że, chociażby, dziecko czasem płacze albo po podłodze walają się pieluszki.
Pielucha i płacz
Na szczęście w social mediach pojawiają się już matki zwyczajne. Zwyczajne-niezwyczajne, bo matki, szczególnie te nowe, to superbohaterki. Ale niektóre influencerki nie boją się pokazać, że wcale nie jest tak super.
Aktorka Joanna Koroniewska przyznała w jednym z wywiadów, że po urodzeniu drugiego dziecka czuła się okropnie. – Ja się czułam w ciąży brzydka, gruba, teraz też, no, dochodzę do siebie. Jak czuć się dobrze, kiedy co 1,5 godziny karmisz, bo ci się tak dziecko budzi, plus, nie dosypiasz i śpisz po dwie godziny dziennie. Ja teraz tak wyglądam, bo mam na sobie tonę make-upu, malowałam się bardzo długo. Ale mam do tego stosunek taki, jaki mam, czyli dystans – mówiła.
Modelka Chrissy Teigen, żona amerykańskiego piosenkarza Johna Legenda, słynie z kolei z dystansu do siebie i szczerości. W sieci zawrzało, kiedy tuż po narodzinach drugiego dziecka wstawiła na Instagramie zdjęcie, na którym nosi pieluchę. Spuchnięta, zmęczona twarz, noworodek na rękach, starsza córka obok taszczy wielką zabawkę, byle jakie ciuchy. Pojawiły się głosy, że po co pokazywać takie "brzydkie zdjęcie". Ale one zniknęły w gąszczu zachwytów matek. "Dziękuję Ci za to! Też nosiłam pieluchę, było ciężko" – pisało tysiące kobiet.
Z kolei polska blogerka Riennahera, Marta Dziok-Kaczyńska, również niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko. Mimo że nie wstawia tak radykalnych zdjęć jak Teigen, regularnie dzieli się z obserwującymi swoimi zmaganiami jako młoda matka. Nie ukrywa, że miała załamanie, że czuła się źle, że problemów jest dużo, że wciąż nie do końca dociera się z córką.
"Przez ostatnie tygodnie pokonałam siebie milion razy. Zmierzyłam się z obrzydliwą stroną własnej osobowości. Wciąż się z nią mierzę, bo to co czuję, kiedy nie mogę całymi godzinami odgadnąć, dlaczego córka płacze jest nie do powiedzenia publicznie" – napisała na blogu w tekście "Co zmienia dziecko? Pierwszy miesiąc macierzyństwa".
I dodała: "Zmierzyłam się z bólem, przed którym nikt mnie nie ostrzegł. Z własnym ciałem, które nie chciało współpracować. Z systemem, bo byłam w stanie zmusić do umówienia wizyty lekarza, u którego jeszcze się nie zarejestrowałam. Szukając pomocy rozmawiałam z milionem ludzi. Płakałam przed obcymi. W końcu, hy hy, wyciągnęłam nagą pierś w kawiarni. Owszem, dyskretnie. Ale jednak! To jazda bez trzymanki, bez instrukcji obsługi".
Niektóre matki z kolei wypośrodkowują blaski i cienie macierzyństwa. Jak chociażby Olga Frycz, która podchodzi do wszystkiego z godnym pozazdroszczenia dystansem i pokazuje, że jest fajnie, chociaż są problemy. Albo brytyjska instagramerka Jade Sutor, autorka profilu "thedarlings", matka trójki dzieci, która pokazuje swoje urocze, lecz pełne chaosu życie z dużą dozą czułości oraz humoru i nie boi się płakać w InstaStories.
Trochę piękna, trochę prawdy
Jakie z tego wnioski? Narodziny dziecka zmieniają na pewno wszystko. Niektórym matkom będzie łatwo, innym ciężej, ale wszystkie potrzebują wsparcia. I nie tylko od osób obok siebie, ale również od celebrytów i inluencerów. Bo to z nimi – mimo że brzmi to dziwnie – spędzają dużo czasu. "Za szkiełkiem". Na nich się wzorują, u nich szokują pocieszenia i rady.
Dlatego tak ważna jest świadomość tego, że to, co często widzimy w social mediach jest ułudą, artystycznym projektem. Bo większość osób chwali się tym, co ładne, a nie tym, co brzydkie i przeciętne. Tych drugich wciąż jest mniej, a szkoda, bo ich wpływ na nasze zmęczone dążeniem do ideału umysły jest nie do przecenienia.
Fanki Kasi Tusk muszą być więc świadome, że ich życie wcale nie musi być takie same. Że to, że u nich nie jest tak pięknie, nie świadczy o tym, że przegrało się życie. Fajnie jest obejrzeć zdjęcia Tusk, które są absolutnie pięknie, ale lepiej nie stawiać jej za wzoru. Lepiej przeczytać chociażby ten tekst.
A to dla własnego zdrowia psychicznego – presja nie jest nikomu do szczęścia potrzebna. Róbmy swoje i rozmawiajmy o tym, co trudne. To ratuje zdrowie i życie.