
O Krzysztofie Kononowiczu zrobiło się głośno w 2006 roku za sprawą spotu wyborczego, w którym wypowiedział słynną sentencję "Nie będzie niczego". Ostatecznie nie został prezydentem Białegostoku, a wrzawa wokół niego ucichła niemal do zera. Jednak w internecie dostał drugie życie. Choć został gwiazdą, jego filmy, które przypominają patrostreamy, są mocno kontrowersyjne.
Krzysztof Kononowicz znów jest gwiazdą internetu
Niedoszły prezydent rządzi głównie na YouTube. Możemy znaleźć tam setki, o ile nie tysiące filmików, w których występuje. Jest też popularny na Wykopie, którego użytkownicy w ironicznym tonie ekscytują się jego poczynaniami i na bieżąco je analizują. Internauci stworzyli nawet kompendium wiedzy o słynnym białostocczaninie - Kononopedię.Czy z "Kononem" wszystko jest w porządku?
Krzysztof Kononowicz tylko pozornie wygląda na patostreamera. Co prawda przebywa na bezrobociu i żyje z filmików (Major pewnego razu zdradził, że przez miesiąc na reklamach na YouTube zarobił 348 dolarów - ok. 1300 złotych), ale nikogo nie udaje, nie krzywdzi i nie upija się jak inne antygwiazdy YouTube'a. Jest po prostu sobą. I tu pojawia się problem.Kononowicz. Transmisja z upadku człowieka
Krzysztof Kononowicz jest poczytalny i nikt nie zmusza go do kręcenia filmików, w czym więc problem? W tym, że nie wiemy, czy go do końca wie o intencjach internautów, a młodzi widzowie nie mają pojęcia o tym, jak ogromny wpływ mają na jego życie.Bardzo często oglądamy tego typu kanały, by poczuć się lepiej, dowartościować, poczuć władzę, pooglądać kogoś głupszego od siebie. Z drugiej strony w ludziach jest tak zwany poznawczy wojeryzm, czyli potrzeba podglądania. Występują to już w produkcjach komercyjnych jak np. "Królowie życia". Obserwujemy ludzi z egzotycznego świata na zasadzie programów przyrodniczych.
