Po przegranych wyborach prezydenta Gdańska, Kacper Płażyński zgłosił się do urzędu pracy po dofinansowanie dla bezrobotnych na założenie własnej firmy. Prześwietlenie majątku polityka Prawa i Sprawiedliwości pokazuje jednak, że "wyrwana" od państwa suma to dla niego niemal drobne.
Dziennikarka portalu OKO.Press Bianka Mikołajewska wskazuje teraz, iż takie pieniądze od PUP młody polityk może uznać jedynie za dodatek do swojego pokaźnego majątku.
"Płażyński w grudniu miał na koncie 70 tys. zł. Jest właścicielem mieszkania, współwłaścicielem kolejnego mieszkania i domu. Po śmierci ojca w katastrofie smoleńskiej dostał od państwa 450 tys. zł zadośćuczynienia i 2 tys. zł renty spec. do 25 roku życia" – wylicza Mikołajewska.
W kolejnych wpisach na Twitterze Bianka Mikołajewska podkreśla, iż powszechnie wiadomo o tym, że Kacper Płażyński aplikację adwokacką robił w kancelarii prawnej syna wpływowego w PiS senatora Grzegorza Biereckiego, a zaraz po jej ukończeniu pracował na wysokim stanowisku w państwowe Enerdze.
"Uważam, że to żenujące, że człowiek, który pełni funkcję publiczną (radny), ma wykształcenie (prawnik), dobry zawód (adwokat) i pieniądze, bierze publiczne pieniądze na otwarcie kancelarii prawnej" – oceniła dziennikarka.