Wojciech Maziarski na łamach "Gazety Wyborczej" krytykuje polską prawicę, porównując ją do opozycji węgierskiej w czasach komunizmu. "Zakonowi IV RP, wydaje się, że jest powiernikiem świętego ognia i strażnikiem wartości. Że wznosi się niczym samotna skała w morzu konformizmu i konsumpcji" - pisze.
Wojciech Maziarski w swoim felietonie analizuje, jakie są podobieństwa i różnice polskiej opozycji do opozycji węgierskiej w czasie tzw. "gulaszowego komunizmu", epoki względnego dobrobytu i politycznej odwilży, kiedy - jak pisze Maziarski - "Węgrzy odetchnęli i zaczęli korzystać z życia".
"Osamotniona i izolowana opozycja bezradnie patrzyła, jak większość narodu grilluje, bogaci się, wyjeżdża na dacze" - wspomina dziennikarz.
W porównaniu Maziarskiego mimo wszystko lepiej wypada węgierska opozycja z czasów komunistycznych.
Po drugie, moi przyjaciele z węgierskiej opozycji, nawet jeśli czasem w prywatnych rozmowach dawali wyraz rozgoryczeniu, to jednak starali się zrozumieć rodaków i wsłuchiwali się w to, co mają im do powiedzenia.
Po trzecie wreszcie, ci moi przyjaciele występowali przeciw panującym porządkom, w imię wolności i praw człowieka. A w imię jakich wartości występuje zakon IV RP? Wystarczy poskrobać paznokciem, by spod cieniutkiej warstwy ideologicznego lakieru wyjrzał zwykły zamordyzm.
Pytanie tylko, czy na pewno można porównać zachowanie opozycji w systemie komunistycznym do tej w państwie demokratycznym? Według Wojciecha Maziarskiego to uprawnione. Czytaj cały komentarz Maziarskiego
Po pierwsze, nie słyszałem z ust węgierskich opozycjonistów epitetów pod adresem większości społeczeństwa. Nikt Węgrom nie mówił, że lemingi. Że młodzi, wykształceni z wielkich miast.