Słowa Marka Suskiego o nauczycielach, którzy według niego zarabiają niewiele mniej niż poseł, wywołały oburzenie w tym środowisku, a partii rządzącej przysporzyły jeszcze większych problemów. Teraz szef gabinetu premiera przeprasza. Z jednym wielkim "ale".
"Jest mi niezmiernie przykro, że moje słowa wypowiedziane w Radiu Radom, które wyjęte z kontekstu stały się treścią artykułu w 'Super Expressie', uraziły wielu nauczycieli. Uprzejmie informuję, że nie było to moją intencją. Osobiście bardzo cenię i poważam zawód nauczyciela" – napisał na Twitterze Marek Suski, próbując po kilku dniach oburzenia zatrzeć niekorzystne wrażenie.
Czegoś wam tu brakuje?
Dopiero w drugim tweecie padło słowo przepraszam, polityk musiał się zreflektować.
"Sam przez rok pracowałem w szkole, a moja małżonka jest nauczycielem dyplomowanym. Wiem ile trudu i miłości poświęcała swoim wychowankom. Wszystkich, którzy z powodu mojej wypowiedzi poczuli się urażeni, w tym również moją żonę, serdecznie przepraszam" – napisał Suski.
Przy okazji okazało się, że szef gabinetu premiera pomylił media, dla których padły słynne słowa – w rzeczywistości rozmawiał z tabloidem, a nie z radiem.
Przypomnijmy: w rozmowie z "Super Expressem" Marek Suski wypowiedział się na temat nauczycielskich pensji. – Posłowie mają 8 tysięcy złotych brutto pensji podstawowej, więc jeśli nauczyciel dyplomowany ma z kawałkiem 5 tysięcy złotych brutto, to jest to nieduża różnica między posłem a nauczycielem – przekonywał.