
Polskie kino dziecięce jest w przededniu wielkiego renesansu. Starsi czytelnicy pamiętają, jakim powodzeniem cieszyła się seria "Pan Samochodzik", czy "Akademia Pana Kleksa". Potem pojawiła się pustka, która od niedawna znów jest zapełniana filmami przygodowymi kręconymi z myślą o najmłodszych widzach.
Oczywiście, co jakiś czas do kin wchodzą filmy pokroju "Magicznego drzewa" z 2008 roku. Dzieci są na nich wpatrzone w ekrany jak zaczarowane, choć dorośli mogą się lekko nudzić (choć nie wszyscy). Jednak od niedawna, regularnie powstaje w Polsce przynajmniej jedna wysokobudżetowa produkcja młodzieżowa.
Tak zwane "Kino nowej przygody" spod znaku Stevena Spielberga, George'a Lucasa czy Roberta Zemeckisa na dobrą sprawę nigdy nie miało w Polsce swojego pełnoprawnego przedstawiciela. O dziwo, nie rozbijało się to o pieniądze.
Pojawiają się młodzi ludzie, którzy chcą robić takie produkcje, ale też i duże nazwiska. Kiedyś tak wcale nie było, pomimo postulatów o tym, że należy kręcić filmy dziecięce. Było to uznawane za kino drugiego sortu, nie tak wielka sztuka, którą każdy ambitny filmowiec powinien uprawiać. Dużo musi się jednak zmienić, zwłaszcza pod względem promocji takich filmów, by powstawały one nie jedynie z misji, ale i potrafiły na siebie zarabiać..
– To przewrotne love story. Opowiada o relacji chłopca i dziewczynki, którzy spotykają się w trudnym okresie: przeżywają stratę bliskiej osoby i nie dostają pomocy ze strony rodziców. Odnajdują wsparcie u siebie, wzajemnie, i uciekają w świat magii. To kino baśniowe, które porusza trudny temat. Chciałem, by po seansie dzieci i rodzice mogli porozmawiać o czymś ważnym – zdradza reżyser.
Prawdziwą jaskółką zwiastującą wiosnę był "Klub Włóczykijów" z 2015 roku. Film z Tomaszem Karolakiem na podstawie książki Edmunda Niziurskiego (autora m. in. "Sposobu na Alcybiadesa") przyciągnął do kin 131 tys. widzów. Ta produkcja była przełomowa dla odrodzenia gatunku - po niej w państwowej kasie znalazły się pieniądze na kino dziecięce.
Powszechnie uważa się, że rodzimi twórcy nie potrafią kręcić takich filmów. – To duży problem, bo wszyscy patrzą na nas z pobłażliwością i brakiem zaufania. Nie uważa się też, że polscy aktorzy dziecięcy są w stanie podołać zadaniom. To oczywiście bzdura, bo wcześniej pracując dla Disneya i teraz kręcąc moje filmy, robiąc wielomiesięczne castingi w całej Polsce, wiem, że mamy świetne dzieciaki, które grają równie dobrze co amerykańskie – przyznaje Tomasz Szafrański.
Mam ambicje tworzyć filmy przygodowe dla wszystkich. Po premierowym seansie "Władcy przygód. Stąd do Oblivio" podeszła do mnie 60-latka, która została zaciągnięta na seans przez wnuczkę wbrew swojej woli. Była przekonana, że film jej się nie spodoba, bo jest dla dzieci i ma elementy science-fiction. Film ją na tyle wciągnął, rozbawił i podniósł na duchu, że postanowiła mi osobiście podziękować.
Reżyser już pracuje nad kolejnymi tytułami - sequelem "Stąd do Oblivio" i komedii dla młodzieży o podróżach w czasie. Patrząc na listę filmów, które dostały dofinansowanie z PISF, można sądzić, że kolejne lata przyniosą wysyp produkcji dla dzieci i młodzieży.
