
Konrad Piasecki przeprowadził dla RMF FM ekskluzywny wywiad z Janem Chylińskim. Byłym PRL-owskim ministrem, ambasadorem, a prywatnie synem Bolesława Bieruta. Za wywiad, w którym syn Bieruta opowiada o ojcu, jako ciepłym i serdecznym człowieku, dziennikarz właśnie musi się zmagać z falą krytyki środowisk prawicowych. W rozmowie z naTemat Konrad Piasecki ujawnia szczegóły wywiadu i odpowiada krytykom.
REKLAMA
Skąd w ogóle pomysł na rozmowę z Janem Chylińskim, synem Bolesława Bieruta?
Ponieważ uważam, że to ciekawy rozmówca. Zwłaszcza, że to nie jest człowiek, który pamięta ojca tylko jako dziecko. On był już dorosłym i świadomym człowiekiem, kiedy Bolesław Bierut był prezydentem Polski, pierwszym obywatelem PRL. I stąd pomysł na wywiad.
Nie żałuje pan teraz tego pomysłu?
Nie, nie żałuję, bo to ciekawy wywiad z bardzo ciekawą postacią. Jan Chyliński jest dziś interesującym źródłem historycznym, można się od niego dowiedzieć różnych spraw związanych z Bolesławem Bierutem. Dlatego w ogóle nie żałuję.
A co powie pan tym, którzy twierdza, że ten wywiad wpisuje się w pewną modę na ocieplanie wizerunku PRL-owskich przywódców? Coraz lepiej mówi się o Edwardzie Gierku, teraz zacznie o Bierucie?
Nie jest to jakieś wielkie zaskoczenie, że syn mówi ciepło o ojcu. Ale chyba nikt świadomy nie będzie teraz organizował poważnej dyskusji na temat oceny pierwszych lat PRL. O ile jeszcze wyobrażam sobie ewentualną dyskusję o polityce Edwarda Gierka, czy wprowadzeniu stanu wojennego - choć moje poglądy są w tej sprawie absolutnie jednoznaczne - to całkowicie nie wyobrażam sobie dyskusji o tym, czy zbrodnie okresu stalinizmu dadzą się usprawiedliwić i czy Bierut był jakąś światłą postacią w historii Polski.
Czytaj także: Tomasz Lis: Dlaczego prawicowy dziennikarz musi kłamać?
Nie uważam, by ten wywiad mógł być gloryfikacją postaci Bolesława Bieruta. Robiłem go z pełną świadomością tego, z kim rozmawiam. A rozmawiałem nie tylko z synem Bieruta, ale także człowiekiem, który był osobiście zaangażowany w budowę nowego ustroju. Był młodym komunistą, a później urzędnikiem tamtego systemu. I nie była celem tego wywiadu polemika na temat postaci Bieruta, PRL, czy stalinizmu. Miał być raczej rodzajem źródła historycznego.
Ale zamiast źródła rodzi się burzliwa dyskusja...
To fajnie, że jest dyskusja. Po to człowiek pracuje, żeby o jego praca dyskutowano. Jeżeli to jest dyskusja na poziomie, to bardzo dobrze. A jeżeli bywa nawet bezsensowna, to trudno.
Co pan sądzi o utożsamianiu poglądów dziennikarza z tymi, które prezentuje bohater jego materiału? To chyba coraz częstsze?
To jest absurdalne. Przeprowadziłem w życiu kilka, jeśli nie kilkanaście tysięcy wywiadów. Gdybym więc miał utożsamiać się z każdym z moich rozmówców, byłbym już schizofrenikiem. Rozmawiałem z postaciami pochodzącymi tak ze skrajnej prawicy, jak i skrajnej lewicy, z tysiącami polityków i osób ważnych w historii. Uważam, że każdy człowiek jest wart rozmowy, zwłaszcza, jeżeli ma coś do powiedzenia. Moim zawodem jest rozmawianie z ludźmi, a zwłaszcza z tymi, którzy odgrywają jakąś rolę w polityce, czy historii Polski.
Takie podejście, że skoro rozmawiam z synem Bieruta, to jestem poplecznikiem stalinizmu wydaje mi się pozbawione sensu. Zwłaszcza, jeśli ktoś zna moje poglądy, które jeśli chodzi o komunizm mam dość jednoznaczne. W latach 80-tych angażowałem się w zwalczanie tego systemu. I nikt o zdrowych zmysłach nie może mi zarzucać gloryfikacji komunizmu.
Zobacz też: Dziennikarz stracił pracę przez wpis na blogu. "Pierwszy raz w historii polskich mediów"
Jest jakaś taka łatwa tendencja do utożsamiania prowadzącego wywiad z rozmówcą, ale to nie ma żadnego sensu. Zawodem dziennikarza jest rozmawianie, a nie utożsamianie się poglądami rozmówcy.
