
Michał Michaluk też pod drzewem zostawił część jabłek. Opowiada, że w ciągu ostatnich trzech, czterech lat na produkcji owoców nie było żadnego zarobku, lub zostawało niewiele, rentowność bliska zeru. To, że zostawił owoce było jak dojście do jakiejś ściany: –Ludzie mówią, że można jabłka rozdać. Owszem. Ale wszystko kosztuje. A ja nie chciałem robić dodatkowych kosztów w postaci zebrania, chłodzenia i magazynowania jabłek.
"W szybkiej perspektywie (w tym sezonie) będzie niestety źle. Z dnia na dzień nie poprawi się. Może, gdyby zastosowano się do naszego postulatu z letnich protestów i „zdjęto” z rynku 500 tys. ton jabłek z przeznaczeniem na cele energetyczne sytuacja byłaby lepsza. Jednak władza nas nie posłuchała, rynek się załamał i tylko jesienny wczesny mróz i akcja interwencji skupowej nieco zahamowały całkowitą zapaść". Czytaj więcej
Związek Sadowników to nie jest Agrounia, która w połowie marca paliła opony w Warszawie i wyrzuciła jabłka na ulice, a w najbliższą środę zamierza rozdawać jabłka na ulicach. Nie mają ze sobą nic wspólnego, ZSRP nie popiera ich drastycznych metod działania. Ale każde działania, które pozwolą nagłośnić problem, uważają za dobre.
" Te owoce i tak zgniłyby na polu, bo nikt ich nie chce skupować. Latem maliny, wiśnie, śliwki i porzeczki gniły na polu tak samo jak jabłka jesienią, bo koszty zbioru przewyższały wartość owoców. Wtedy nikt nie powiedział, że żywność się marnuje. Nikt tego nie widział poza załamanymi plantatorami". Czytaj więcej
Przyczyn dramatu sadowników jest wiele, wszystkie się zazębiają. Brak rynku rosyjskiego – o czym za chwilę – doprowadził do spiętrzenia się jabłek na rynku krajowym. Gdzieś w środku jest rząd, na którym się zawiedli. I cena w zakładach przetwórczych, które – wszyscy podkreślają – w większości są w zagranicznych rękach. Cena to dziś około 30 gr za jabłka przemysłowe i 50 gr za deserowe, które znamy ze sklepów.
"Kilka tygodni temu pytałem w Sejmie Ministra Rolnictwa o zaległości płatnicze Eskimosa wobec sadowników, punktów skupu, grup producenckich, przetwórni. Uzyskałem odpowiedź, że lada dzień będą płatności. Niestety minęło już kilka tygodni, a wypłat nadal nie ma. W międzyczasie do dymisji podał się szef KOWR, agencji, która udzielała gwarancji na zaciągnięcie kredytu umożliwiającego skup. Do dnia dzisiejszego nie mam jakiejkolwiek informacji o uregulowaniu zaległości- nikt z poszkodowanych pieniędzy nie otrzymał". Ta sytuacja nie tylko naraża na ogromne straty wszystkich poszkodowanych, ale też nadweręża wizerunek Państwa, jego instytucji i samego Ministra Rolnictwa". Czytaj więcej
Problemy sadowników zaczęły się w 2014 roku wraz z rosyjskim embargiem na jabłka. – To było kilkadziesiąt lat tradycji eksportu jabłek do Rosji. Mój dziadek już eksportował jabłka do Rosji wiele lat temu. Jabłka jechały tam wagonami. Polskie sadownictwo rozwinęło się m.in. dlatego, że było zapotrzebowanie ze strony Rosji. A potem w ciągu jednego dnia ten rynek nam się zawalił – wspomina Krzysztof Czarnecki.
Sadownicy są przekonani, że to na nich spadła polityczna i ekonomiczna odpowiedzialność za to embargo.
Ukraina może handlować z UE bez ceł. Produkuje owoce, które niekoniecznie są zdrowe. Na Ukrainie są inne normy fitosanitarne niż w Polsce. Chcemy ukrócić handel z Ukrainą. Nie może być tak, że kraj, który nie może sprzedać swojego towaru po opłacalnych cenach, zalewany jest tańszym z zagranicy.
Czy sadownicy są zawiedzeni rządem? – Oczywiście tak. Od dawna ostrzegaliśmy, że będzie źle. Ale nikt nie chciał nas słuchać – mówi Krzysztof Czarnecki.