Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku homoseksualizm był tu karany. A na początku lat 80. tylko kilkanaście procent Brytyjczyków akceptowało związki homoseksualne. Dziś aż trudno uwierzyć, że jest to kraj, w którym legalne są nie tylko związki, ale też homoseksualne małżeństwa. Co więcej, wprowadził je konserwatywny rząd. Kto wyobraża sobie taki scenariusz w Polsce za x lat?
Od kilku tygodni przez Polskę przelewa się fala nagonki na środowiska LGBT. Politycy PiS dają upust swojej wrogości, w debacie publicznej praktycznie nie mówi się o niczym innym, potworny hejt leje się w komentarzach internetowych. Mnóstwo opinii nie nadaje się do cytowania. Czegoś takiego, i w takiej skali, pod adresem środowisk homoseksualnych dotąd w Polsce nie było.
W tym wszystkim przewija się wątek katolickiej Irlandii, która poszła kompletnie w przeciwną stronę i już w 2015 roku zalegalizowała małżeństwa jednopłciowe. Ale też Wielkiej Brytanii, która przeszła równie wielką metamorfozę, w dodatku za sprawą konserwatystów. Tych samych, z którymi Prawo i Sprawiedliwość jest w jednej konserwatywnej frakcji w Parlamencie Europejskim.
Dlatego, jeśli ktoś nie wierzy, że w świadomości Polaków kiedyś może coś się zmienić, powinien wiedzieć, że nawet w Wielkiej Brytanii – skostniałej niegdyś monarchii, w której homoseksualizm uznawany był za grzech i przestępstwo karane nawet karą śmiercią – to się udało.
"Popiera związki, bo jest konserwatystą"
"Nie będzie już dłużej ważne, czy jesteś lesbijką, czy gejem, wszyscy są równi. To jest dla mnie bardzo ważne" – pisał premier David Cameron w komentarzu specjalnie przygotowanym dla pisma LGBT "Pink News". Coś zupełnie dziś w Polsce niewyobrażalnego w przypadku Mateusza Morawieckiego, czy wcześniej Beaty Szydło.
– Ważne i godne naśladowania w innych krajach jest to, jakiej argumentacji używał wówczas David Cameron. Powiedział, że popiera małżeństwa jednopłciowe właśnie dlatego, że jest konserwatystą. A konserwatyści wierzą w rodzinę i trwałość wartości, które są niezmienne. Według jego logiki małżeństwa jednopłciowe właśnie wzmacniają konserwatywne społeczeństwo, gdyż małżeństwa jednopłciowe to też są rodziny – mówi naTemat Mateusz Sulwiński z grupy Stonewall.
I dodaje: – To jest coś, co mogliby ściągnąć również polscy politycy, którzy mają odmienną argumentację. Według nich małżeństwa jednopłciowe przyszły z Zachodu i zagrażają konserwatywnemu społeczeństwu i tradycyjnej rodzinie.
Nie akceptowali nauczycieli gejów
Ale początki w Wielkiej Brytanii też nie były łatwe. Pierwszy sondaż dotyczący związków homoseksualnych pokazał, że połowa Brytyjczyków uważała je za coś złego. Był 1983 rok i w kolejnych latach było jeszcze gorzej. To był czas, gdy dużo mówiło się o AIDS. W szkołach nie było edukacji seksualnej. "W ciągu następnych czterech lat, niechęć do związków homoseksualnych wzrosła do 64 procent" – czytamy w raporcie British Social Attitudes (BSA).
Ten pierwszy raport wykazał też m.in., że ponad 50 procent Brytyjczyków nie akceptowało nauczycieli o orientacji homoseksualnej. Podobne wyniki dotyczyły sprawowania funkcji publicznych.
Dziś, ponad 30 lat później, jest zupełnie na odwrót. Jakby Wielka Brytania pokonała lata świetlne w swej narodowej świadomości. Bo dziś według danych BSA 83 procent Brytyjczyków akceptuje nauczyciela geja. A 90 proc. nie ma nic przeciwko przedstawicielom LGBT na stanowiskach publicznych.
Na wykresach widać też, jak poparcie dla związków homoseksualnych rosło z roku na rok. W 1983 roku tylko 17 procent badanych nie widziało w nich nic złego. W 2016 roku – aż 64 procent. Jak podało BBC, postawy zmieniały się nie tylko wśród młodych ludzi, ale również starszego pokolenia.
Choć dyskryminacji o podłożu homofobicznym też nie brakowało.
Prawdziwa rewolucja w latach 2000
Cały proces tych zmian trwał w sumie od ponad 50 lat. Zaczął się w 1967 roku od częściowej dekryminalizacji homoseksualizmu mężczyzn powyżej 21 roku życia, za co wcześniej w wielkiej Brytanii groziło dożywocie. Pięć lat później w Londynie odbyła się pierwsza Parada Równości.
Ale dopiero lata 2000 przyniosły prawdziwą rewolucję. Rok po roku pojawiały się kolejne zmiany. Społeczeństwo dojrzewało. – Myślę, że dużą rolę odgrywał tu czynnik Kościoła. Wielka Brytania jest dużo bardziej zlaicyzowana niż polskie społeczeństwo – ocenia Mateusz Sulwiński.
Najpierw zniesiono zakaz służby w wojsku dla homo- i biseksualistów. W 2002 roku pozwolono im na adopcję dzieci – coś o czym w Polsce tak głośno debatowano za sprawą słynnego sondażu TVP, które wykazał nieprzychylne dla władzy dane, że więcej Polaków popiera adopcje niż jest przeciw.
A tu w 2015 roku wręcz ogłoszono rekordowy rok. W samej Anglii było 450 przypadków adopcji dzieci przez osoby LGBT.
Z kolei w 2003 roku zniesiono istniejący wcześniej zakaz promowania LGBT w szkołach. W 2004 roku – po adopcji – zalegalizowano związki jednopłciowe i to był prawdziwy przełom. To był rok, gdy Polska wstępowała do UE.
Z kolei w 2007 wprowadzono zakaz dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej. A w 2013 Izba Lordów zaakceptowała ustawę Izby Gmin o legalizacji małżeństw homoseksualnych.
"Będziemy się zastanawiać o co było tyle szumu"
Brytyjczycy poszli na całość, choć nie bez protestów społeczeństwa. Prawica grzmi, że zmiany poszły za daleko. Parlament też był podzielony w kwestii małżeństw homoseksualnych, tak samo Partia Konserwatywna. Cameronowi przeciwstawiła się ponad połowa torysów. – Za pięć lat popatrzymy wstecz i będziemy się zastanawiać, o co było tyle szumu – mówiła jednak jedna z deputowanych Partii Konserwatywnej Sarah Wollaston.
I pewnie miała rację. Choć emocje w części społeczeństwa wciąż są. W Wielkiej Brytanii trwa właśnie dyskusja o obowiązkowych lekcjach edukacji seksualnej. I nie wszystkim podoba się włączanie w to edukacji o związkach jednopłciowych. Dokładnie jak w Polsce, protestują głównie rodzice religijni. Ale mocno podkreśla się, że wielu z nich to muzułmanie. Pod ich wpływem jedna ze szkół wycofała się z tych lekcji.