"List otwarty młodego pokolenia" pojawił się na Facebooku we wtorkowe popołudnie. Próżno szukać pod nim podpisu, choć pojawił się na fanpejdżu Rady Dzieci i Młodzieży Rzeczypospolitej Polskiej. Przekaz jest jednak jasny. "Reprezentując uczniów, nie zgadzamy się na strajk w czasie egzaminów, na którym najwięcej stracą niewinni uczniowie" - czytamy w liście. Ale czym właściwie jest Rada Dzieci i Młodzieży Rzeczypospolitej Polskiej?
To organ konsultacyjny, który w 2016 roku powołało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jego kadencja trwa rok. Członków Rady dobierają podwładni Anny Zalewskiej na podstawie CV i listów motywacyjnych uczniów.
Akt Powołania Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN
W skład Rady wchodzi 16 członków Rady i ich zastępców, powołanych przez Ministra Edukacji Narodowej spośród uczniów gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych, według siedziby szkoły, po jednym przedstawicielu z każdego województwa.
Zgodnie z zarządzeniem minister Anny Zalewskiej z 2016 r., członkami Rady Dzieci i Młodzieży mieli być gimnazjaliści i uczniowie szkół ponadgimnazjalnych. Teraz zasiadają w niej też dorośli ludzie. – Już w pierwszej kadencji był drobny przekręcik, bo przyjęto kilku studentów. Protestowaliśmy przeciwko temu, bo to niezgodne z regulaminem. Ale MEN nas nie słuchał. Tłumaczono, że przyjęto ich mimo przeszkód formalnych, bo mają "zasługi dla powstania Rady". A przecież studenci to ludzie na zupełnie innym etapie życia niż uczniowie - mówi naTemat Filip Górski, członek Rady w kadencji 2016-2017.
Z zarządzenia MEN z 28 września 2017 r. wymóg bycia uczniem zniknął. Obecnie Radzie Dzieci i Młodzieży przewodniczy student - Piotr Wasilewski ze Szkoły Głównej Handlowej.
– Studenci byli członkami Rady od samego początku, ponieważ mogą dokonywać ewaluacji systemu edukacji w kontekście dalszego etapu kształcenia – mówi w rozmowie z naTemat. – Zostaliśmy powołani przy MEN, ale nie jesteśmy organem rządowym. Wybrano nas ze względu na nasze osiągnięcia naukowe i działalność społeczną – przekonuje Piotr Wasilewski.
Listowi Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN dużo uwagi poświęca TVP, telewizja publiczna kontrolowana przez partię rządzącą. Screen zamieścił na Twitterze polityk PO, który zarzuca PiS polityczne wykorzystywanie dzieci.
Zdziwienie i kontrowersje
Jak Filip Górski wspomina czas, gdy pracował w Radzie? - Zdziwiłem się, że MEN w ogóle mnie przyjął. Mam poglądy zupełnie odmienne od stanowiska PiS. Może przeważyło to, że byłem koncyliacyjny w moim liście motywacyjnym? - zastanawia się. Dodaje, że wielu kolegów i koleżanek z Rady za jego czasów była jednak powiązana z PiS, organizacjami nacjonalistów lub zwolenników totalnego zakazu przerywania ciąży.
Zuzanna Szott, tegoroczna maturzystka i córka nauczycieli, nie zgadza się z tym, by Rada wybierana przez ministerstwo przedstawiała się jako głos młodego pokolenia. Sama była członkinią Rady w roku 2017-2018. – Generalnie Rada ma doradzać MEN w sprawach związanych z rozwojem uczniów. W tej kadencji jest jednak wokół niej sporo kontrowersji. Na przykład Rada milczała w tak ważnej kwestii, jaką był wybór Rzecznika Praw Dziecka. Jej członkowie po prostu nabrali wody w usta właśnie wtedy, gdy powinni mówić. Za to teraz popierają ministerstwo przeciw nauczycielom – ocenia Szott.
Różne wizje dobra uczniów
Piotr Wasilewski mówi, że Rada nie wystosowała własnego stanowiska w czasie długotrwałego wyboru RPD, ale za to "przekazała decydentom głosy młodych z inicjatyw oddolnych" - w tym list otwarty. Teraz Rada pod jego przewodnictwem zbiera podpisy pod własnym "listem otwartym młodego pokolenia". – Nie mógłbym sobie spojrzeć w oczy, gdybym teraz milczał, a za kilka miesięcy przyszedłby do mnie niedoszły student, który nie dostałby się na wymarzony kierunek z powodu braku egzaminów podczas strajku nauczycieli – tłumaczy Wasilewski. Jeszcze nie wie, ile osób podpisało od wczoraj list otwarty Rady, bo w momencie rozmowy z naTemat nie ma dostępu do komputera.
Zuzanna Szott podkreśla, że Rada Dzieci i Młodzieży nie reprezentuje najmłodszych obywateli, a wśród uczniów jest duże poparcie dla strajku nauczycieli. Wtóruje jej Filip Górski. - Uczniowie nie wybierają członków Rady w głosowaniu, dlatego nazwanie pisma "listem otwartym młodych ludzi" uważam za nadużycie – mówi.
Piotr Wasilewski mówi, że do Rady spływają głosy uczniów przeciwnych strajkowi, ale oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii. Pod wpisem Rady o liście dominują nieprzychylne komentarze. "MEN sam do siebie napisał ten list" - pisze jeden z internautów.
Strajk bez terminu
Zuzanna Szotta zaznacza też, że choć jako maturzystka nie jest zachwycona terminem strajku nauczycieli, to nie ma lepszego czasu, by mogli się upomnieć o godne płace. – MEN by pewnie chciał, żeby nauczyciele protestowali w wakacje, ale prawda jest taka, że gdyby strajk był kiedyś indziej, to politycy jak zwykle by ich zlekceważyli – zaznacza.
Z kolei Piotr Wasilewski, przewodniczący Rady, nie potrafi "wskazać jednoznacznie" terminu, w jakim nauczyciele mogliby zastrajkować. – Wierzę, że dzięki merytorycznemu dialogowi uda się uniknąć strajków, na których ucierpią uczniowie – powiedział dziennikowi.pl. W tym samym wywiadzie chwalił minister Annę Zalewską za umiejętność szukania porozumienia i skrytykował Sławomira Broniarza, przewodniczącego Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Nie chcemy być zakładnikami szefa ZNP - powiedział Wasilewski. Podkreśla, że popiera żądania płacowe nauczycieli, ale powinni liczyć się z tym, że podwyżki będą przyznawane stopniowo.
Zuzanna Szott razem ze współpracownikami z Fundacji Młodzieży Activis przygotowała petycję, która jest odpowiedzią na stanowisko Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN. Protestuje w niej przeciwko utożsamianiu go z głosem całego młodego pokolenia. W środę wieczorem ruszyło zbieranie podpisów.
– Pod listem może się podpisać każdy uczeń, który jest solidarny z nauczycielami i uważa, że wszyscy gramy do jednej bramki – konkluduje maturzystka.