Magdalena Adamowicz podjęła decyzję o włączeniu się do życia publicznego. "Uznałam, że zamiast w domowym zaciszu podtrzymywać ból i żal, które noszę głęboko w sercu, będę publicznie nawoływać do powstrzymania fali nienawiści, jaka dotyka wiele osób" – tłumaczy w liście otwartym swoją decyzję wdowa po zamordowanym prezydencie Gdańska.
"Po śmierci mojego męża Pawła Adamowicza, zamordowanego 13 stycznia tego roku, otrzymałam mnóstwo listów z wyrazami współczucia i słowami otuchy" – tymi słowami Magdalena Adamowicz rozpoczyna swój list otwarty, w którym chce wyjaśnić powody, dla których nie zamierza siedzieć w domu i płakać po Pawle Adamowiczu.
"Uznałam, że zamiast w domowym zaciszu podtrzymywać ból i żal, które noszę głęboko w sercu, będę publicznie nawoływać do powstrzymania fali nienawiści, jaka dotyka wiele osób. Łzami nigdy nikt nie nakręcił zegarka. Postanowiłam włączyć się do życia publicznego po to, aby pokazać, że nie poddamy się logice nienawiści, nietolerancji i nieufności" – tłumaczy Magdalena Adamowicz.
Żona zamordowanego prezydenta Gdańska stwierdza w liście otwartym, że ta śmierć nie zdarzyłaby się, gdyby nie mowa nienawiści, bezdusznie użyta jako oręż w walce politycznej. "Nie możemy udawać, że język nienawiści nas nie dotyczy, że to się dzieje poza nami. My wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za postawienie tej mowie tamy" – apeluje autorka listu.
"Wyobraźmy sobie świat bez nienawiści! Musimy zacząć go budować! Już teraz, dzisiaj, każdego dnia. Wszyscy! Razem!" – przekonuje w zakończeniu listu Magdalena Adamowicz.
Wielu internautów wzruszył list Magdaleny Adamowicz. Przyklaskują idei świata wolnego od nienawiści, choć wiele osób powątpiewa, czy jeszcze uda się taki stworzyć. Tym bardziej, że dość szybko pojawiły się też nienawistne komentarze hejterów pod listem Adamowicz, który został opublikowany w mediach społecznościowych.