
– Jarek po Smoleńsku przeżył straszną traumę, większą pewnie niż po śmierci matki. A Antek Macierewicz tak mu głowę skołował, tak wbił do głowy, że w końcu uwierzył w zamach. On by chciał z brata zrobić męczennika, który zginął w zamachu i dla ojczyzny – mówi w rozmowie z naTemat Tadeusz Kopczyński, wieloletni kierowca i ochroniarz Jarosława Kaczyńskiego.
Tadeusz Kopczyński w latach 80. pracował w "Tygodniku Solidarność”. Najpierw woził Tadeusza Mazowieckiego, potem Jarosława Kaczyńskiego. Był nie tylko szoferem, ale potem ochroniarzem, doradcą i przyjacielem rodziny Kaczyńskich. Pracował w Kancelarii Prezydenta i w spółce Srebrna.
Jest zawodowym dżudoką – posiadaczem czarnego pasa mistrzowskiego. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Jana Marię Tomaszewskiego, czyli bohatera tzw. taśm Kaczyńskiego i afery Srebrnej. Swoją drogą prezes chyba trochę zawiódł się na rodzinie...
Pojawiają się komentarze, że “taśmy Kaczyńskiego” zniweczyły wizerunek prezesa jako skromnego, ascetycznego polityka. Jaki jest według pana jego stosunek do pieniędzy?
Wśród kierowców VIP-ów jest przekonanie, że szef nie ma prawa się spóźnić. Sytuacja była być może podobna w tym sensie, że Leszek może wezwał Błasika: “panie generale, spóźnimy się?”. A ten poczuł się jak ten VIP-owski kierowca i stanął przy pilocie. W ten sposób mógł wywierać pewną, choć nie bezpośrednią presję. Miller [były szef komisji badającej katastrofę smoleńską – red.] jednak miał rację.
