Kto powiedział, że praca w korporacji musi być nudna, a w wielkim biurowcu można się zgubić lub pomylić sale? Każda firma ma jakiś swój sposób na stworzenie przyjaznych warunków pracownikom i ułatwienie im poruszanie się po jej siedzibie. Na przykład nazywa salę konferencyjną "Śledzik" czy "Tatarek".
Na ciekawe rozwiązanie wpadł Google Polska. Niektóre z ich sal konferencyjnych noszą nazwy "Śledzik", "Korniszon", "Tatarek". – Każde siedziba Google'a na świecie tworzona jest z udziałem samych pracowników. Doradzają, jak ma wyglądać, co by chcieli tam zamieścić – mówi Piotr Zalewski, rzecznik Google Polska. – Staramy się urozmaicić siedzibę. Są sale, które mają fototapety nawiązujące do piłki nożnej – dodaje. Zaznacza też, że tak już jest od pierwszych chwil powstania biura w Polsce. "Zakąskowe" nazwy funkcjonują od samego początku. – Pracownicy się przyzwyczaili, ułatwia to nawigację, ma w sobie coś z lokalnej specyfiki. Fajnie jest powiedzieć, że "idziemy na konferencję do Tatarka" – kwituje Piotr Zalewski.
Podobną praktykę można zaobserwować w siedzibach innych korporacji. Na przykład w biurze korporacji Mars w Polsce. – Nasze sale oznaczone są nazwami naszych produktów – "Mars", "Snickers". Od 17 lat pracuję w tej firmie, te nazwy są od zawsze – mówi Jarosław Kutelski, dyrektor ds. korporacyjnych Mars Polska. Dodaje, że w innych siedzibach najpewniej też stosuje się taką praktykę.
W ten sposób firma buduje świadomość swoich produktów także wśród pracowników, a nie tylko klientów. – Mamy kilkanaście sal, dla nas te nazwy są czymś całkiem naturalnym. Nikt nigdy na nie nie narzekał, ułatwiają komunikację. Gdy dostajemy informację "Konferencja w Snickersie", wszyscy wiedzą o co chodzi – kwituje.
Europejska metropolia
Jedni stawiają na lokalną specyfikę, inni są kosmopolitami. Koncern farmaceutyczny Bayer nawigację pracownikom ułatwia nazywając sale nazwami miast europejskich. – W naszej firmie pracownicy mieli wpływ na wybór pomysłów na nazewnictwo sal konferencyjnych. Konkurs ogłoszony był w intranecie i poddany głosowaniu. Wygrał projekt: miasta europejskie, w których Bayer ma swoje siedziby – mówi Monika Lechowska-Wróbel, dyrektor działu komunikacji.
Dodaje też, że pracownicy z entuzjazmem przystali na taki pomysł. – W wyniku takiej decyzji pracowników mamy sale: Leverkusen, Berlin, Bazylea, Sztokholm. Ktoś pyta: gdzie masz spotkanie? Odpowiedź brzmi: w Berlinie. To wpływa na sympatyczne konwersacje – mówi Monika Lechowska-Wróbel. Dodaje też, że takie nazewnictwo ułatwia topografię i nawigację w budynku.
Podobnie sytuacja wygląda w IBM. – Na parterze mamy sporo sal. Między innymi "Koral", "Szmaragd", "Bursztyn". To funkcjonuje od lat – mówi Monika Maciąg z biura prasowego koncernu. – Pracownicy się przyzwyczaili, nikt z tym dotąd nie dyskutował. To pomocne rozwiązanie, kojarzenie kolorami, zwłaszcza, że tych pomieszczeń jest sporo – dodaje Monika Maciąg.
Play także dał swoim pracownikom swobodę w nazwaniu sal konferencyjnych. Najwyraźniej trafiło na pasjonatów starego dobrego rocka. Pomieszczenia te bowiem noszą nazwy Depeche Mode, Deep Purple, U2, Gorillaz. To zapewne nie tylko o ułatwia nawigację, ale i ubarwia życia pracowników. Jedna z największych sal w firmie, można by rzec, reprezentacyjna, w której odbywa się masa spotkań nazywa się Sex Pistols.