W parafii pw. NMP Matki Kościoła i św. Katarzyny Szwedzkiej w Gdańsku doszło niedawno do niecodziennego zjawiska. Jej księża spalili przed kościołem książki Harry'ego Pottera, drewniane maski, figurki kotów i inne przedmioty, uznane przez nich za "magiczne". Ksiądz Jan Kucharski, proboszcz parafii, tłumaczy nam dlaczego do takiego zdarzenia doszło.
W miniony weekend opinię publiczną zbulwersowały zdjęcia zamieszczone na Facebooku przez Fundację SMS z Nieba. Przedstawiają one księży w szatach liturgicznych, którzy wraz z wiernymi, szafarzami i ministrantami pakują książki oraz różne przedmioty do kosza, a następnie wynoszą je przed kościół, wrzucają na stos i podpalają.
Do ogniska trafiły m. in. takie tytuły jak "Harry Potter" czy "Zmierzch". Ogień strawił także drewniane maski, figurki słoni i kotów. O wydarzeniu zrobiło się głośno w całych mediach społecznościowych. Post udostępniany był nie tylko na grupach lewicowych i liberalnych, ale także przez prawicę. Wiele osób skojarzyło palenie książek przed kościołem z wydarzeniami z lat. 30 XX wieku, które miały miejsce w III Rzeszy pod rządami Adolfa Hitlera.
We wpisie zachowanie księży zostało wytłumaczone tym, że spaleniu uległy "przedmioty magiczne", co ma swoje odwołanie w Biblii, w postaci pierwszego przykazania oraz w dwóch paragrafach Katechizmu Kościoła Katolickiego – 2116 i 2117.
Jak udało nam się ustalić parafia, w której doszło do spalenia "magicznych" przedmiotów mieści się w Gdańsku, to parafia pw. NMP Matki Kościoła i św. Katarzyny Szwedzkiej. Jej proboszcz, ksiądz Jan Kucharski tłumaczy naTemat jak doszło do tej "akcji".
Co księży skłoniło do spalenia książek i innych przedmiotów przed kościołem?
Ksiądz Jan Kucharski: To nie było palenie jakichś tam książek, ale palenie przedmiotów związanych z magią i okultyzmem. Oprócz książek były tam także inne przedmioty – amulety, talizmany. To wierni je przynieśli, bo nadszedł czas, żeby zrobić z tym porządek.
Porządek? Co to znaczy?
Wierni nie mieli świadomości, że posiadają u siebie takie rzeczy...
Magiczne?
Tak. Ale ta świadomość z czasem przychodzi. Z tymże pojawia się ona u osób, które mają bożego ducha, bo bez niego nie są wstanie pojąć, że coś może szkodzić im duchowo, że coś może być tym zagrożeniem duchowym.
No dobrze, ale spalenie "Harry'ego Pottera" czy figurek słoni to raczej radykalna metoda. Nie bali się księża reakcji społeczeństwa na taki radykalizm i dosłowne wykonanie słów przytaczanych z Biblii o "paleniu cudzych bożków"? Jeśli te książki lub kotki były tak szkodliwe, to nie dało się tego jakoś inaczej zniszczyć?
W Dziejach Apostolskich jest napisane, że ludzie składali magiczne przedmioty i wszystko było niszczone. My odwołujemy się tylko do Pisma Świętego. Na przykład w Starym Testamencie jest dużo na ten temat. Czytamy tam, że takie przedmioty są obrzydliwością dla Boga.
Ale czy nie przeszło księżom chociaż przez moment skojarzenie z paleniem książek przez nazistów?
Każdy może mieć skojarzenie jakie chce, jesteśmy przecież wolnymi ludźmi. A ludzie mają różne skojarzenia. My wiemy co szkodzi, wiemy co nie jest dobre dla wierzących i dlatego taka forma tego wydarzenia, powiedziałbym nawet, że ewangeliczna. Owszem dla jednych może być szokująca, ale ludzie, którzy mają bożego ducha – zrozumieją to.
To było jednorazowe wydarzenie?
Nie myśleliśmy, że wokół tego zrobi się taki szum. To miało mieć wymiar stricte parafialny. Na razie nie planujemy kolejnych takich akcji.