"Nie zgadzam się z utrwalonym wizerunkiem nauczyciela-ofiary systemu edukacji i sceny politycznej, który pokornie będzie czekać: dadzą czy nie dadzą" – pisze w swoim liście otwartym polonistka Sylwia Winiarska. Nauczycielka przyznała, że czuje złość słysząc bzdury o tym, jak rzekomo wygląda jej dzień pracy oraz ile zarabia. Dlatego oznajmiła, że zamierza strajkować.
"Co prawda jestem humanistką, ale, pracując w jednej z najlepszych szkół w kraju, znam się również na liczbach i ostatnio odkryłam, że moją pracę nauczycielki także da się opisać za pomocą liczb. Pomocne okazują się zwłaszcza: 18 (godzin pracy w tygodniu), 6000 (prawie – to moja pensja), 2 (miesiące wakacji, podczas których nic nie robię - oprócz pobierania pensji, rzecz jasna) oraz 3 (godziny dziennie średnio spędzone 'przy tablicy')" – tymi słowami Sylwia Winiarska rozpoczęła swój list.
Nauczycielka dalej wyjaśniła, że do niej jako polonistki docierają teksty na min. 250 słów (to minimum w pracy maturalnej), więc postanowiła rozszerzyć opis swojej pracy.
"Polonista to nie zawód, tylko hobby"
"Oświeceniem nie oświecisz sobie chaty, pozytywizm nie poprawi twej pozycji – pisał przed laty w piosence o nauczycielu-poloniście Andrzej Waligórski. Piosenka, niestety, nie jest satyryczna. Z jakiegoś powodu stereotyp 'siłaczki', która nie doje, nie dośpi, ale poniesie kaganek oświaty tam, gdzie się da, wciąż pokutuje w społeczeństwie, co w zasadzie powinno mi się podobać, bo to oznacza, że lektury pozytywistyczne nie są takie nieżyciowe, jakby się mogło wydawać" – czytamy dalej.
Winiarska zauważyła, że środowisku lekarskiemu udało się "zerwać z figurą zabiedzonego i leczącego za darmo Tomasza Judyma, jednak środowisko nauczycielskie jeszcze do niedawna nie kojarzyło się z grupą, która może podjąć poważną rozmowę o zarobkach: bo misja, bo etos, bo uczniowie".
"To, że w końcu odważyliśmy się mówić, że za naszą pracę należy się godne wynagrodzenie uważam za krok przełomowy i dlatego będę strajkować" – oznajmiła.
W dalszej części listu nauczycielka podkreśliła, że nie zgadza się z utrwalonym wizerunkiem "nauczyciela-ofiary systemu edukacji i sceny politycznej, który pokornie będzie czekać: dadzą czy nie dadzą".
"Czuję złość, słysząc bzdury o tym, jak rzekomo wygląda mój dzień pracy i ile rzekomo zarabiam. Jestem specjalistką w dziedzinie nauk humanistycznych, profesjonalistką o wysokich kompetencjach interpersonalnych (które – jak wiemy - są cenione na wolnym rynku). Włożyłam bardzo dużo wysiłku w rozwój swojej drogi zawodowej i nie rozumiem, dlaczego zarabiam mniej, niż pracownicy niewykwalifikowani" – przyznała.
Polonistka zastanawiała się, dokąd zmierza to państwo, które nie ceni przedstawicieli inteligencji. "Podstawa programowa z języka polskiego w takim razie promuje postawy, które nijak mają się do realiów świata. Każdy zna Pana Cogito, który nakazuje 'powtarzać stare zaklęcia ludzkości', tyle tylko, że nikt nie chciałby nim być – wyjaśniła.
"Moją szkołę co roku opuszcza wielu wybitnych młodych ludzi, od których sama sporo się uczę, ale żaden z nikt nie chce zostać nauczycielem, bo zawód ten nie kojarzy się z awansem społecznym, za to kojarzy się ze skrajnie niskimi zarobkami. Będę strajkować również przeciwko takiemu wizerunkowi nauczyciela, który nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce" – dodała.
Nauczycielka przyznała również, że denerwuje ją "powtarzające się biadanie przy okazji opisu jakiegoś nowatorskiego uczniowskiego projektu czy przedsięwzięcia: 'polska szkoła nie uczy myślenia', 'w szkole cię tego nie nauczą', które przyczyniają się do tworzenia 'czarnego PR-u' szkoły i nauczycieli".
"Zawsze wydawało mi się, że właśnie myślenia - jako nauczyciele - uczymy, a te wszystkie nowatorskie pomysły pojawiają się także na naszych lekcjach, przynajmniej tak jest w mojej szkole. Kiedy wypełniam (oczywiście nieodpłatnie) wielostronicowe kwestionariusze dla najlepszych uczelni świata moim uczniom, którzy chcą na nie aplikować, to jestem zdumiona, jak bardzo władzom tych uczelni zależy na moim zdaniu i jaką wagę przywiązują do tego, co zauważę u ucznia" – wskazała.
Winiarska napisała, że nikt nie chce słuchać nauczycieli – ani przy tworzeniu "fatalnie przeprowadzonej reformy", ani przy wprowadzaniu zmian przy kolejnych "edycjach" egzaminu maturalnego, ani przy tworzeniu "nowej-starej listy lektur, które już niebawem będą nas bawić i uczyć". Nauczycielka nie ukrywała, że strajk jest dla niej zbiorowym przerwaniem milczenia.
"Że nie podbijam karty na zakładzie o 7 rano, to już muszę być nierobem?"
Polonistka nie miała wątpliwości, że domaganie się od nauczyciela, żeby się rozliczał przed wszystkimi, czy tak naprawdę pracuje 40 godzin, jest wielkim nieporozumieniem. "Nie dlatego, że tego wyliczyć się nie da (ja pracuję czasem 40, a czasem cały czas z przerwami na sen i posiłki), ale dlatego, że powinno nam wszystkim chodzić nie tyle o liczbę godzin, tylko o jakość oferowanych usług" – oceniła.
Winiarska ubolewała ponadto, że z jakiegoś powodu zupełnie nie ceni się koncepcyjnej pracy nauczyciela. Jej zdaniem, lekcja jest przecież wierzchołkiem góry lodowej. Przyznała, że nie przypomina sobie, żeby w przypadku jakiegoś innego zawodu roztrząsano, ile ktoś "naprawdę" pracuje.
"Jeśli ktoś pracuje z klientem, to wyobrażam sobie, że taka osoba nie rozmawia z klientami przez 40 h, tylko analizuje dokumenty, sporządza umowy itp. Jeśli nauczyciel pracuje z uczniami uzdolnionymi i przygotowuje ich do olimpiady, to pożycza im własne książki, zadaje dodatkowe prace, które potem recenzuje i których korekt dokonuje. Jeśli pracuje z uczniem z zaburzeniami rozwoju ze spektrum autyzmu, to układa specjalne zadania, czyta fachową literaturę, konsultuje się z fachowcami (psycholog, psychiatra), koresponduje z rodzicem" – wymieniała.
Na koniec nauczycielka stwierdziła, że to wszystko zajmuje długie godziny, których na zewnątrz nie widać. "Nawet z przestarzałą listą lektur nauczyciel-fachowiec sobie poradzi, wprowadzając nowatorskie odczytania czy swoje materiały na lekcje. Jednak żeby to zrobić, potrzebuje jeszcze więcej godzin na przygotowanie lekcji i jeszcze więcej książek do prywatnej biblioteki. Ja chciałabym sobie jeszcze kilka kupić i dlatego będę strajkować" – zaznaczyła Winiarska.