Zgodnie z przewidywaniami protest taksówkarzy w Warszawie odbywa się w gorącej atmosferze. Doszło jednak do zaskakującego incydentu, bowiem demonstrujący zaatakowali swojego kolegę po fachu i to tylko dlatego, że nie brał udziału w zgromadzeniu. Interweniowała policja.
Taksówkarze przed poniedziałkowym protestem zapowiadali, że dojdzie do dużej manifestacji w różnych częściach miasta. Przewidywano, że ruch w stolicy może zostać sparaliżowany. Nietrudno było też zgadnąć, ze atmosfera będzie raczej gorąca, bowiem taksówkarze już od dawna walczą o spełnienie swoich postulatów.
Protestujący taksówkarze zaatakowali nawet swojego kolegę po fachu, który nie zdecydował się na udział w demonstracji. W sieci pojawiło się nagranie pokazujące, że kierowca znalazł się autem w tłumie protestujących, którzy rzucili się w kierunku pojazdu. Przez szyby robili taksówkarzowi zdjęcia i oblewali jego auto różnymi płynami. Materiał z tego zdarzenia udostępnił na Twitterze reporter Radia ZET Maciej Sztykiel.
Z informacji portalu warszawawpigulce.pl wynika, że do ataku grupy protestujących taksówkarzy na taksówki, których kierowcy nie brali udziału w proteście, doszło w al. Ujazdowskich. W samochodzie z powyższego nagrania miały być wyrywane wycieraczki i lusterka. Pojazd był też obrzucany jajkami i oblewany mlekiem.
Do akcji wkroczyła policja, która próbowała ochronić samochód przed większymi zniszczeniami. – Wylegitymowano osoby, które miały przy sobie jajka – potwierdził kom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.
Przypomnijmy, że 8 kwietnia taksówkarze rozpoczęli protest w Warszawie, by wyrazić swój sprzeciw m.in. wobec przyjętego przez rząd projektu nowelizacji ustawy o transporcie.
Na regulacjach, przeciwko którym protestują taksówkarze, mieliby skorzystać głównie pośrednicy przewozów działający za pomocą aplikacji mobilnych (tacy jak Uber czy Bolt). Kierowcy z tego drugiego przedsiębiorstwa urządzili w poniedziałek przewozy na specjalnych warunkach, o czym pisaliśmy w naTemat.pl. Wszystko przez to, że boją się agresji ze strony protestujących.