Na finałowy sezon "Gry o tron" miliony widzów czekało niemal dwa lata. Wyposzczeni, ruszyli przed komputery tłumnie niczym armia Nocnego Króla zza Muru... aż na chwilę padły serwery. Wstałem w środku nocy, by obejrzeć pierwszy odcinek i od razu lojalnie ostrzegam: w tym tekście znajdziecie delikatne spoilery, które jednak nie powinny popsuć Wam zabawy z całego odcinka.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Polska premiera "Gry o tron" wystartowała razem ze światową. Wielki powrót do świata Westeros mogliśmy śledzić o 3:00 w nocy zarówno w tradycyjnej telewizji, jak i na HBO GO. I jak to bywało przy każdym początku sezonu, serial rozkręca się powoli, ale serwuje fanom dużo frajdy. I apetytu na więcej.
Władza jest kobietą
Serialomaniacy, którzy liczyli na szumnie zapowiadaną batalię, będą musieli jeszcze chwilę poczekać. Pierwszemu odcinkowi 8. sezonu można śmiało dać tytuł: "Zjazd rodzinny". Do tej pory nie było epizodu, w którym pojawią się dosłownie wszyscy (jeszcze żyjący) bohaterowie. I to w jednym miejscu. Punktem zbiórki jest stare, dobre Winterfell.
Trudno dzielić się wrażeniami z odcinka nie argumentując ich przedstawionymi wydarzeniami. Nie będę więc zdradzał wielu konkretów, tylko napiszę, że odcinek może nie zawiera walk na miecze, ale jest pełen pojedynków na spojrzenia i cięte riposty. Interakcje między dawno nie widzianymi postaciami wywołują śmiech, zaskoczenie, a u niektórych pewnie i łzy wzruszenia.
Najbardziej zaciekła potyczka na charaktery zachodzi między Sansą a Daenerys. Dziewczyny ewidentnie się nie polubiły. I nie ma co się dziwić. Zarówno lady Winterfell jak i Matka Smoków walczą o władzę (i dobro Jona). Jest duża szansa, że panowanie nad Siedmioma Królestwami obejmie kobieta, bo obecnie pieczę nad armiami i zamkami sprawują głównie panie. Nie licząc wojsk nieumarłych, rzecz jasna.
Nieodłączne kurioza
Pierwszy odcinek nie ustrzegł się też absurdalnych momentów, które są jakby wpisane w specyfikę kultowej produkcji HBO i stanowią pewien ukłon w stronę fanów. Taką sceną jest z pewnością bajkowy lot na smokach zwieńczony miłosno-komediową sceną przy wodospadzie. Sekwencja wręcz przypominała fragment filmu "Jak wytresować smoka".
I tu przechodzimy do kolejnego "wow" - wątku romansowego między Cersei a Euronem Greyjoyem. Zuchwały pirat nie dotrzymał obietnicy i nie dostarczył upadłej królowej obiecanych słoni. Miała mu to za złe, a on bardzo nalegał, że zasłużył na nagrodę. Wiadomo jaką. Jak się skończyło? To musicie zobaczyć już sami.
W serialu Euron tłumaczy, że słonie nie lubią wody, dlatego nie przetransportował ich na statkach. Fani mają już swoją teorię dotyczącą gigantycznych kosztów, które producent i tak wykłada na pozostałe animacje.
Takich momentów i dialogów jest więcej (np. Bran siedzący na wózku przy bramie przez prawie cały odcinek), ale to nieodzowna składowa tej adaptacji sagi. Dlatego nie uważam, by ktoś, kto dotrwał do 8. sezonu, czuł się zawiedziony. Zwłaszcza, że ostatnie sceny jak zwykle rekompensują wszelkie wcześniejsze drobne niedorzeczności.
Jon Snow wreszcie wie niemal wszystko
Pierwszy odcinek ostatniego sezonu jest swoistą paralelą dla pilota "Gry o tron". Pierwszym z brzegu przykładem jest scena "burdelowa" z Bronnem i trzema kurtyzanami, która jest analogiczna do frywolnego momentu z Tyrionem z pierwszego sezonu. Jednak najważniejszym odwołaniem do pilota jest moment odkrycia prawdy o pochodzeniu Jona Snowa (jako widzowie poznaliśmy ją w poprzednim sezonie).
W pilocie Ned Stark obiecał mu, że przy następnym spotkaniu, wyjawi mu pewną tajemnicę. Jak wiemy - przybrany ojciec Snowa nie przeżył pierwszego sezonu. Jon dowiaduje się wszystkiego od Sama... tuż obok statuy Neda - przy jego grobie. Świetna, przemyślana symbolika, a takich mrugnięć okiem jest więcej.
Czy pokrewieństwo Jona i Daenerys przerwie ich zaloty? Niekoniecznie. Ród Targaryenów od zarania dziejów opierał się na kazirodczych związkach, które służyły zachowaniu czystości krwi. Pamiętajmy, że mają w sobie geny smoków. Jeśli nie są do końca ludźmi, to czy powinni się bać ludzkich i boskich praw? No właśnie. Możliwe, że na drodze nie staną im kwestie moralne, ale duma Daenerys. Czy odda Żelazny Tron prawowitemu następcy, czyli Aegonowi aka Jonowi?
Pierwszy odcinek ostatniego sezonu zbudował fundamenty pod kolejne epizody, gdzie dopiero będzie czekać nas "prawdziwa akcja". Przypomnijmy, że drugi będzie trwał podobnie, czyli około 50 minut i będzie pomostem do następnych. Wtedy wszystko ruszy z kopyta (i pazura smoka) - ostatnie odcinki będą gratką na ok. 80 minut (!), a HBO zapowiada najbardziej spektakularną scenę bitwy w historii nie tylko telewizji, ale i kina. Oj, warto było czekać te dwa lata.