Pojawiły się informacje, iż Sylwia S. miała żądać od Jarosława Bieniuka pół miliona złotych w zamian za złagodzenie oskarżeń o brutalny gwałt. Teraz kobieta zabrała głos i kategorycznie zaprzecza takim twierdzeniom. W sprawie pojawia się zatem coraz więcej znaków zapytania.
Według "Faktu", Sylwia S. miała domagać się 500 tys zł w zamian za co miała zmienić zarzuty kierowane przeciwko byłemu piłkarzowi Lechii Gdańsk. Do złożenia propozycji finansowej miało dojść podczas spotkania pomiędzy kancelariami reprezentującymi obie strony. Pełnomocnicy rzekomo pokrzywdzonej kobiety mieli zaproponować, że ich klientka złagodzi swoje zeznania i sprawa będzie dotyczyć "tylko" gwałtu, a nie gwałtu ze szczególnym okrucieństwem.
Co ciekawe, na łamach tego samego tabloidu, głos w sprawie zabrała teraz sama zainteresowana. – Absolutnie nie zlecałam swoim pełnomocnikom, by żądali jakichkolwiek pieniędzy. Do takiego zdarzenia nie doszło – powiedziała Sylwia S. w rozmowie z "Faktem".