Najnowszy odcinek "Gry o tron" poruszył wielu widzów bardziej niż miniona "Bitwa o Winterfell". Serial HBO powrócił do swoich korzeni - knucia intryg i scen rozdzierających serce. O dziwo fani tym razem nie są najbardziej przygnębieni śmiercią któregoś z bohaterów, ale pewnym rozstaniem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Uwaga! SPOILERY
Po bitwie z armią Nocnego Króla (która rozczarowała tabuny widzów tym, że nie była tak epicka jak zapowiadano, a obraz był zbyt ciemny) przyszedł czas liczenia strat, opłakiwania zmarłych i pytania: co dalej? Czwarty odcinek finałowego sezonu "Gry o tron" jest "przejściowy", ale nie brakuje w nim emocjonujących momentów w postaci intryg, sekretów i dyskusji o dalszej strategii.
Ciśnienie z pewnością podnoszą sceny, w których Arya daje kosza Gendry'emu, Jaime zostawia Brienne, a goście na uczcie traktują Daenerys jak powietrze. Jednak nic nie wywołuje takiego smutku wśród widzów jak decyzja Jona o porzuceniu Ducha. Król Północy nawet nie raczył się porządnie pożegnać ze swoim wilkorem. Użytkownicy Twittera nie mogą tego przeboleć. Zbulwersowani piszą, że to odejście było chłodniejsze niż słynna zima.
Odcinek, choć trzymał poziom, miał też słabsze momenty: "teleportacja" armii Daenerys pod mury Królewskiej Przystani, czy wręcz nieprawdopodobne zestrzelenie smoka Rhaegala to zdecydowane przegięcia scenariuszowe. Wynagradza to wszystko ostatnia scena odcinka - emocje sięgają w niej zenitu.
Po nieudanych negocjacjach, uprowadzona przez ludzi Cersei - Missandei - ma do wypowiedzenie ostatnie słowa przed egzekucją. Z jej ust pada "dracarys". To po starovalyriańsku "smoczy ogień". Nie trzeba jednak znać języka wymyślonego przez George'a R. R. Martina, by domyślić się, o co jej chodziło.
Danerys też kiedyś powiedziała "dracarys" do smoka Drogona, by zachęcić go do zionięcia ogniem i upieczenia mięsa. Patrząc na wyraz twarzy Missandei, która ostatni raz patrzy na swoją wyzwolicielkę i ukochanego, można interpretować to hasło jako sygnał do spalenia całego miasta na popiół. Czy Dany pójdzie w ślady ojca i stanie się "Szaloną królową", która morduje niewinnych? Tego dowiemy się z kolejnego epizodu.
Zapowiedź przedostatniego odcinka "Gry o tron" zwiastuje spektakularną walkę. Jej reżyserem będzie znów Miguel Sapochnik - odpowiedzialny za "Bitwę bękartów" i batalię z 3. odcinka 8. sezonu. Po tym pozostanie już tylko wielki finał finałów i ostateczne zakończenie tytułowej gry.