Na finałowy sezon "Gry o tron" czekaliśmy niemal dwa lata, ale to właśnie na ten odcinek najbardziej ostrzyliśmy sobie pazurki. Szumnie zapowiadana bitwa o Winterfell nie zawiodła, a wręcz przeciwnie: widzowie wciąż zbierają szczęki z podłogi.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Tekst nie zawiera spoilerów, ale jeśli nie chcecie sobie psuć zabawy – lepiej nie wchodźcie na Twittera przed seansem.
Starcie o przyszłość Westeros robi wrażenie pod względem wizualnym, ale również pod względem fabularnym – zdecydowana większość teorii dotyczących zakończenia serialu nie sprawdziła się. I już chyba nie da się przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów.
"Bitwa o Winterfell zaskakuje bowiem na każdym kroku. I daje tak niesamowitą frajdę z oglądania, że nawet w chwili pisania tych słów, kilkadziesiąt minut po seansie, wciąż drżą mi ręce. Z podekscytowania, strachu, wzruszenia i podziwu" – napisał Michał Fedorowicz z WP.
Nie wszystkim się jednak aż tak podobało. Jedna z fanek porównuje "Grę o tron" do "Zagubionych". Uważa, że po serialu pozostanie wiele niewyjaśnionych tajemnic i wątków.
Przed nami trzy ostatnie odcinki "Gry o tron" – wszystkie będą równie długie, co ostatni. Spekulacji dotyczących zakończenie nie brakuje – niektórzy odkrywają spoilery nawet w piosenkach. Finał serialu nie będzie ostatecznym pożegnaniem z uniwersum stworzonym George'a R. R. Martina - HBO już szykuje prequel.