"Zawsze obok stał facet z karabinem". Fizyk z "Czarnobyla" opowiada o kulisach serialu HBO
Bartosz Świderski
21 maja 2019, 10:32·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 maja 2019, 10:32
– Pamiętam ostrzeżenia, żeby "nie wychodzić z domu", zwłaszcza podczas deszczu. Mieszkałem wtedy w Londynie i pamiętam, że władze nie zalecały picia mleka – mówi aktor Jared Harris, jeden z głównych bohaterów serialu HBO "Czarnobyl".
A później jest tylko lepiej. Jedną z czołowych postaci serialu jest Walerij Legasow. Wciela się w niego nominowany do nagrody Emmy Jared Harris (znany z serialu "Mad Men"). Aktor powiedział o pracy na planie, o tym, jak wspomina wydarzenia sprzed 33 lat i co najbardziej poruszyło go w tej historii.
Wywiad dla prasy międzynarodowej został przeprowadzony w Londynie w marcu 2019 r.
Czy mógłbyś opowiedzieć nam o swoim bohaterze?
W serialu gram Walerija Legasowa, fizyka jądrowego, który nie tylko odgrywa kluczową rolę podczas likwidacji skutków katastrofy, ale zastanawia się też, jak upchnąć z powrotem zawartość, która wysypała się z puszki Pandory. Pewnego ranka zostaje wyrwany ze swojego dotychczasowego życia i wysłany do miejsca, które można śmiało nazwać piekłem na Ziemi.
Można powiedzieć, że jest bohaterem z przypadku. Gdyby ktoś zapytał się go wcześniej, czy wolałby, żeby padło na kogoś innego, na pewno odpowiedziałby twierdząco, ale zdaje sobie sprawę, że musi doprowadzić sprawę do końca.
Czy istnieją jakieś wywiady albo zdjęcia Legasowa, które oglądałeś przygotowując się do roli?
Władze Związku Radzieckiego usunęły niemal wszystkie ślady i dowody, które mogłyby wskazywać na jego udział w likwidacji skutków katastrofy, ale zachowały się materiały filmowe. Biła od niego pewność siebie, ale akurat ta cecha nie pasowała nam do sylwetki serialowego bohatera.
Serial rozpoczyna się sceną jego samobójstwa. Dlaczego Legasow zdecydował się na tak drastyczny krok?
Odebrał sobie życie w dniu, w którym miał złożyć kolejne sprawozdanie członkom politbiura - sprawozdanie pełne kłamstw, uspakajające dygnitarzy, że wszystko jest w porządku. Walerij chciał, żeby prawda wyszła na jaw, bo problem nie został rozwiązany, a to znaczy, że jego samobójstwo miało jakiś cel.
Jak układała się twoja współpraca ze Stellanem Skarsgardem i Emily Watson?
Wspaniale. Oboje są cudowni, twardo stąpają po ziemi i nie mają przerośniętego ego. Chcą zawsze wypaść jak najlepiej, ale nigdy nie rywalizują na planie. Dotrzymywaliśmy sobie towarzystwa w Wilnie.
Stellan jest zakręcony na punkcie jedzenia. Doskonale gotuje i odkrył dla nas kilka wspaniałych restauracji. Spędziliśmy wiele godzin przy stole, jedząc pyszne potrawy, pijąc wyborne wino i opowiadając sobie różne, dziwne historie.
A jak pracowało ci się z reżyserem Johanem Renckiem?
Powierzenie reżyserii wszystkich odcinków jednej osobie było moim zdaniem bardzo dobrą decyzją. Ta ciągłość sprawiła, że porozumiewaliśmy się skrótami myślowymi, niemal bez słów, bo podczas pracy nad kolejnym odcinkiem na plan nie przychodził nowy reżyser, który musiał uczyć się wszystkiego od nowa.
Johan jest bardzo szczery, bezpośredni, wie czego chce i zawsze pracuje z tą samą ekipą kamerzystów, dźwiękowców i operatorów. Znają się dobrze i pewnie dlatego wszystko poszło zgodnie z planem. Mieliśmy bardzo międzynarodową ekipę. Kamerzyści byli ze Szwecji, dźwiękowcy z Francji, asystenci reżysera z Anglii a ekipy z Litwy. To nietypowe, bo nawet przy europejskich produkcjach rzadko widuję tak kosmopolityczny skład.
A jak wspominasz plany zdjęciowe w pobliżu prawdziwego reaktora?
Było dziwnie i strasznie. Zawsze gdzieś obok stał facet z karabinem maszynowym.
Czy pamiętasz pierwsze doniesienia o katastrofie w Czarnobylu?
Pamiętam ostrzeżenia, żeby "nie wychodzić z domu", zwłaszcza podczas deszczu. Mieszkałem wtedy w Londynie i pamiętam, że władze nie zalecały picia mleka. Ze sklepów wycofano walijską jagnięcinę, która została zastąpiona mięsem z Nowej Zelandii.
Pamiętam też, że tak jak po każdej innej katastrofie wszyscy zaczęli czytać przepowiednie Nostradamusa i twierdzić, że przewidział w nich Czarnobyl. W takich sytuacjach ludzie przestają racjonalnie myśleć.
Czy wasza wersja wydarzeń przedstawia coś, co cię zszokowało i zaskoczyło?
Chyba najbardziej poruszyło mnie bohaterstwo, o którym nikt wcześniej nie wspominał. Często słyszymy, że przyczyną awarii w Czarnobylu był wypadek przy pracy i bałagan, ale to, co przemówiło do mnie najbardziej to heroizm zwykłych ludzi, którzy bardzo szybko zrozumieli, że oni sami nie mają szans na przeżycie, ale musieli kontynuować akcję ratowniczą, żeby zapobiec eskalacji skutków katastrofy.
Władze ZSRR zdały sobie sprawę, że nie mogą dopuścić do wybuchu wojny atomowej, bo nikt kto wiedział ile czasu zajęła likwidacja skutków jednego reaktora nie zdecydowałby się później na odpalenie rakiet. Taka decyzja mogłaby zniszczyć cały świat.
Czy twoim zdaniem jest teraz odpowiedni moment, żeby przypomnieć widzom historię katastrofy w Czarnobylu?
Myślę, że tak. To bardzo pouczająca opowieść o konsekwencjach złego zarządzania. Zawsze warto przypominać historie, które skłaniają nas do kwestionowania zasłyszanych opinii. I jak zazwyczaj bywa w tego rodzaju sytuacjach, ludzie, którzy zapłacili najwyższą cenę, nie mieli najmniejszego wpływu katastrofę. Scenariusz serialu został napisany na podstawie kilku książek. Jedną z nich jest "Czarnobylska modlitwa". Przeczytałem ją. To potworne, przez co musieli przejść ci ludzie, jak wiele wycierpieli i jak wiele stracili.
Ludzie świadomie poświęcali swoje życie, a o tym na Zachodzie nikt nie mówił, bo nie pasowało to do oficjalnej linii narracji na temat Związku Radzieckiego. Gorbaczow twierdził później, że katastrofa w Czarnobylu była początkiem końca Związku Radzieckiego.