
Z zasięgiem sieci telekomunikacyjnych bywa różnie - nieraz w środku dużego miasta możemy mieć zero "kresek" smartfonie. Globalna sieć satelitów oplatających nasza planetę ma zapewnić dostęp do internetu dosłownie wszędzie: nad ocenami, w górach, na wsiach. – To może być kluczowe dla systemów ratunkowych – przyznaje mój rozmówca. A to jedna z wielu zalet projektu.
Starlink wydaje się szalonym pomysłem, ale podchodzę do niego entuzjastycznie. Jego realizacja jest bardziej prawdopodobna i tańsza niż przed laty właśnie za sprawą rakiet wielokrotnego użytku. Jedna z nich wyniosła testową konstelację satelitów na orbitę Ziemi. To był jej kolejny lot
To dopiero przedsmak projektu Starlink
Jak na razie w przestrzeń kosmiczną wysłano testową partię 60 satelitów (tyle mieści się ich w przestrzeni załadunkowej rakiety Falcon 9), które jeszcze nie są w pełni operacyjne. Docelowo ma ich być... 10-12 tysięcy. To liczba zbliżona do liczby satelitów, które są obecnie nad naszymi głowami.
Pojawiają się już głosy, że na niebie będzie za jasno, co utrudni obserwacje astronomiczne. Oprócz tego zwykli ludzie nie będą już wiedzieć czy patrzą na gwiazdę, czy satelitę Elona Muska (a może faktycznie UFO).
Budowa konstelacji ma kosztować co najmniej 10 miliardów dolarów. W pierwszej fazie projektu, SpaceX wyniesie na niską orbitę okołoziemską 4425 satelitów. Do uruchomienia usługi wystarczy "zaledwie" 800. NASA ocenia, że żywotność satelitów na 5 lat. To znaczy, że przed rakietami Falcon maluje się dość pracowita przyszłość.
Pierwszego dnia (24 maja), gdy satelity tworzyły zwartą formację, były superjasne. – Nigdy nie widziałem czegoś takiego, a pasjonuję się astronomią od lat. Paradoksalnie były lepiej widoczne nisko nad horyzontem, niż kiedy były wysoko. A przecież właśnie patrząc w górę obserwujemy inne satelity – zauważa Wójcicki.
Orbita tych konkretów Starlinków była dla nas bardzo korzystna. Jej inklinacja, czyli nachylenie do płaszczyzny ziemskiego równika, wynosiła 53 stopnie. To oznacza, że zmieniając swoją szerokość geograficzną, maksymalnie przelatują na wysokości Trójmiasta. A to z kolei sprawia, że są widoczne praktycznie z całej Polski.