Jeśli dołożyliście się do słynnej zbiórki na Europejskie Centrum Solidarności i teraz zastanawiacie się, czy wasze pieniądze dobrze wydano na organizację Święta Wolności i Solidarności w Gdańsku, to... zapewniam, że każdy może być z tej inwestycji zadowolony. Ba, może być z niej dumny!
– Nie sądziłam, że to święto będzie miało taki rozmach – mówiła prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz podczas głównej części uroczystości, która w samo południe rozpoczęła się od zaśpiewania Mazurka Dąbrowskiego przez wielotysięczny tłum zgromadzony na Placu Solidarności, a zakończyła podpisaniem Deklaracji Wolności i Solidarności. I rzeczywiście to, co od kilku dni działo się w Gdańsku, a we wtorek sięgnęło zenitu, robiło świetne wrażenie.
To nie były kolejne nudne obchody. Nowoczesne podejście do tematu zawdzięczamy jeszcze śp. Pawłowi Adamowiczowi. Chciał on, by Święto Wolności i Solidarności w Gdańsku stało się nie tylko 30. rocznicą częściowo wolnych wyborów z 4 czerwca 1989 roku, ale też celebracją wszystkich pozytywnych stron przemian ustrojowych – samorządności, obywatelskości czy przedsiębiorczości.
Święto Wolności i Solidarności w Gdańsku to nie tylko 4 czerwca. Wszystko rozpoczęto już w minioną sobotę. Wówczas nowy okrągły stół został ustawiony przed Europejskim Centrum Solidarności, a w różnych częściach miasta wystartowały imprezy rozrywkowe, edukacyjne i historyczne.
Gdańskie święto obchodzone było w ramach aż dziewięciu stref: muzycznej, kulturalnej, Czytelni Wolności, strefy ECS, pikników sąsiedzkich na Skwerze Świętopełka, oraz strefy delegatów, społecznej, Forum Obywatelskiego i nowego Okrągłego Stołu. Bez przesady można więc stwierdzić, że każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie.
A co mówili ci, którzy przyszli świętować? We wtorek największe emocje wzbudzało oczekiwanie na popołudniowe wystąpienie Donalda Tuska. To był absolutny temat numer jeden, gdziekolwiek by się nie poszło. – Wiem, że on dziś nie ogłosi powrotu, ale niech powie, co dalej. Niech da jakiś znak, zostawi nadzieję – usłyszałem od pana Marka, który na Święto Wolności i Solidarności przyjechał aż z Wrocławia.
– Tusk to nie jakiś cudotwórca, ale przecież musi mieć swój plan – przekonywała mnie kilka chwil później pani Alicja, która na wtorkowe uroczystości zaciągnęła trzy wnuczki. - Dziś nie muszą być w szkole, tu dostaną najlepszą lekcje – tłumaczyła. A co na to wszystko młode pokolenie? "Nas polityka nie interesuje" – odpowiedziały chóralnie nastolatki. Po czym równie zgodnie dodały, że "miło być częścią takiej imprezy".
Wielu obawiało się, że wokół Europejskiego Centrum Solidarności urządzona zostanie po prostu partyjna impreza Platformy Obywatelskiej i jej koalicjantów. I nie da się zaprzeczyć, że status gwiazd wśród świętujących w Gdańsku mieli politycy opozycji, od – gęsto tłumaczącego się wyborcom – szefa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, przez wielu popularnych posłów PO, po samego szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska.
Jednak ani przez chwilę nie mógł tam źle poczuć się ktoś o innych poglądach niż te prezentowane przez aktualną opozycję. To, co działo się 4 czerwca 2019 roku na Placu Solidarności w Gdańsku, było prawdziwym Świętem Wolności i Solidarności, podczas którego nikt nie narzucał innym swojej wizji historii i świata. Gdzie widzieliście ostatnio, by ludzie z flagami KOD spokojnie dyskutowali z tymi dzierżącymi barwy stoczniowej "Solidarności" i zgodnie twierdzili: "nie dzielmy Polski!"? A ja takie obrazki dziś widziałem.