Czujesz się gruba, brzydka i beznadziejna? Nie możesz już patrzeć na idealne zdjęcia gwiazd, bo chce ci się płakać? Wejdź na profil Celeste Barber na Instagramie. Australijska komiczka nie tylko wyśmiewa absurdalne sceny z udziałem gwiazd, ale i dodaje pewności siebie. Bo sama nie jest idealna, ale nie boi się pokazać obwisłego biustu czy cellulitu.
"W obliczonym dniu rozwiązania obudziłam się rano i zaczęłam rodzić. Odbębniliśmy ceremonialny spacer, sesję jogi dla ciężarnych, zjedliśmy chili con carne, Api zasugerował seks, ja w odpowiedzi usiłowałam zabić go wzrokiem (...). Musiałam zapytać lekarza, czy rzeczywiście rodzę, czy to tylko gazy (cóż, nie po raz pierwszy myślałam, że rodzę, tylko że zawsze okazywało się, iż po prostu odbija mi się przetrawioną fasolą z wczorajszego burrito)" – pisze Celeste Barber w swojej książce "Challenge accepted!" (która 19 czerwca ukaże się nakładem wydawnictwa Muza).
I udowadnia, że naprawdę jest jedną z najzabawniejszych kobiet, jakie chodzą po ziemi. Jej profil na Instagramie – który obserwuje 5,7 milionów osób – jest bowiem wręcz histerycznie komiczny. Oczywiście, poczucie humoru jest rzeczą względną, ale ten, kto nie zaśmiał się chociaż z jednej jej celebryckiej parodii, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Bo to najśmieszniejsze posty w całym internecie.
Nie tak wychodzi się z basenu
37-letnia australijska aktorka i komiczka bezpardonowo parodiuje celebrytów i gwiazdy: modeli, aktorów, piosenkarzy. Głównie kobiety, ale mężczyźni też znaleźli się w jej repertuarze. Bo Celeste nie parodiuje ich jako jednostkowe osoby, ale jako medialny twór i wzór perfekcji: ich idealne ciała, idealne pozy i idealne zdjęcia.
Barber idealna nie jest, bo, cóż, żaden zwykły człowiek nie jest. Ani ja, ani ty. Umówmy się, jeśli jesteś gwiazdą zarabiającą miliony dolarów (lub złotych) rocznie, możesz wyglądać idealnie. Stać cię na najlepsze kosmetyki, renomowanych fryzjerów, ciuchy od projektantów, prywatny basen, siłownię i trenera oraz dietę złożoną z organicznych produktów sprowadzanych specjalnie dla ciebie z drugiego końca świata.
Jeśli jesteś sławny i bogaty, możesz też udawać, że nie tylko wyglądasz idealnie, ale masz też idealne życie. Ba, cały świat jest dla ciebie przyjazny, a los oszczędza ci przeciwności losu, takich jak fryzura zniszczona przez wiatr, niegrzeczne dzieci rzucające w ciebie owsianką czy wywalenie się twarzą prosto w kałużę w deszczowy dzień. Tak, życie gwiazd musi być łatwe jak zamówienie dania na wynos.
Zwyczajne życie tak nie wygląda, co Barber szybko zauważyła. Miała już dość tej całej sztuczności i tekstów zakompleksionych kobiet w stylu "ach, dlaczego nie wyglądam tak jak Gigi Hadid na ten okładce 'Vogue'a, gdzie stylizowała, czesała i malowała ją armia ludzi".
– Wkurzają mnie ci wszyscy fashioniści, którzy myślą, że są lepsi od innych ludzi, bo
są super szczupli, mają mężów architektów i mogą nosić ubrania za darmo. To wygląda tak, jakby mówili ci prosto w twarz "sorry, ludzie, tak właśnie żyjemy" – i to mocno mnie denerwuje – stwierdziła bardzo trzeźwo Barber w wywiadzie dla gazety "The Guardian".
I dodała, to co wszyscy myślimy: – Nie zaczęłam tego profilu po to, żeby prowadzić misję body positive czy żeby powiedzieć "ku...a, patrzcie na mnie!". Raczej dlatego, że mówiono nam: "o, właśnie tak sławni ludzie wychodzą z basenu", a ja odpowiadałam: "nie, z basenu wychodzi się właśnie tak".
Bo z basenu najpierw wychodzi twoja pupa, potem reszta ciała.
Mrożona pizza i nierówne cycki
Wychowana w Sydney aktorka na początku grała małe role w australijskich serialach. Długo nie zauważała swojego niezwykłego talentu komediowego. – Zawsze myślałam, że zabawny oznacza głupiutkiego, mały bystrego, z lekka idiotę – wyznała. Dopiero jej kolega, nieżyjący już aktor Mark Priestley, zachęcił jej, żeby wykorzystała swoje niezwykłe poczucie humoru. – Nie każdy tak potrafi – stwierdził.
I miał rację. Bo kiedy Barber w 2015 r. założyła swój profil na Instagramie – a zaczęło się od parodii zdjęć celebrytek wysyłanych do siostry – okazało się, że nie nigdy wcześniej nie było kogoś, kto tak zabawnie wyśmiewał współczesny kanon piękna. Ludzie się w niej zakochali. W 2017 r. Barber zdobyła już ponad 2 miliony fanów, a jej parodie były udostępniane dosłownie wszędzie.
Powiemy: przecież każdy może sparodiować celebrytę. Czyżby? Australijka udowadnia, że to sztuka. Co jest tak niezwykłego w jej zdjęciach i filmikach? Jedna rzecz: sama Celeste Barber.
Komiczka ma bowiem do siebie tak ogromny dystans, że zupełnie nie wstydzi się zrobić najgłupszych min, tańczyć jak połamana czy pokazać się w bikini z tłuszczem na brzuchu. Idealnie wciela się w zwykłą kobietę, matkę i żonę – chociaż tak naprawdę nie wciela się, a faktycznie nią jest – która próbuje być tak idealna, jak gwiazdy, ale rezultat jest zawsze opłakany i obłędnie zabawny.
Modelka leży na brzegu oceanu w idealnej pozie? Barber fotografuje się, gdy leży nad wodą w opadającym, bezkształtnym bikini i zalewa ją woda. Miranda Kerr wdzięcznie gra na pianinie w maseczce na twarzy? Barber nieporadnie brzdąka w klawiaturę, a maseczka spada jej na biust. Słynna para celebrytów robi szaloną pozę w łóżku? Barber powtarza ją z mężem Apim (znanym jako Hot Husband), a skutek jest opłakany.
Gdy w świecie celebrytów są cekiny, szampan i złoto, u Barber jest tanie wino, mrożona pizza i kiczowate ciuchy z lumpeksu. Basen, hotelowe lobby czy studio zdjęciowe ustępują miejsca zagraconej kuchni, sypialni czy samochodowemu parkingowi. Gracja, idealna figura i piękna twarz są przez Australijkę zastępowane wyolbrzymianą pokracznością, brzydotą i niezdarnością, a romantyczne sceny z ukochanym – szeregiem niekomfortowych gaf.
I jest to absolutnie doskonałe. Bo tak prawdziwe i ożywcze. Idealna odtrutka na sztuczne – bo nie istniejące w przyrodzie – perfekcyjne piękno.
Jak w filmiku, kiedy Barber udaje influencerkę, która prezentuje swój poranny makijaż do spożywczaka. Najpierw niezdarnie nakłada na twarz przeterminowany podkład, potem dziabie się w oko maskarą, a następnie schyla się pod umywalkę, by wyłonić się w przerysowanym mejkapie, kolczykach i tapirze na głowie. – Oto idealny makijaż do sklepu spożywczego, buziaki, dziewczyny! – uśmiecha się promiennie do kamery.
Nie wyglądam idealnie i dobrze mi z tym
Może Barber na początku nie miała na celu promowania ruchu body positive, czyli ciałopozytywności, ale teraz robi to wzorcowo. Nienachalnie, bez tandetnych sloganów i motywacyjnych przemów, ale z humorem i ciętą ironią. I to działa. Patrząc na jej parodie, myślisz sobie: "to 'idealne' życie gwiazd jest takie głupie".
Barber nie udaje. Zarówno na Instagramie, jak i w swojej książce "Challenge accepted!" niczego nie owija w bawełnę. Mówi o gazach, włosach pod pachami, miłości do wina, nierównych piersiach i koszmarnym porodzie ("parłam od jakichś czterdziestu pięciu minut i usiłowałam koncentrować całe ciśnienie w tyłku"). Jest w tym tak zabawna i naturalna, że automatycznie chcesz być jak ona.
I chcesz pokochać swoje ciało tak, jak kocha je – przecież nieidealna – Celeste. Barber zresztą pisze w książce: "Myślę, że wyglądam w porządku – serio. No jasne, mogłabym mieć mniejszy żołądek, bardziej wystający tyłek i pięknie umięśnione ramiona w stylu Michelle Obamy. Ale nie mam i dobrze mi z tym. Wiecie, co dostałam w zamian? Zajebiście dobre poczucie humoru, mnóstwo empatii dla osób, które nie czują się dobrze w swojej skórze i naprawdę seksowne nogi".
Amen. A jeśli nadal nie wierzycie, że Celeste Barber jest najfajniejszą i najzabawniejszą osobą na ziemi – jej własny talk-show byłby hitem, na razie jeździ ze stand-upami po USA i Europie – to dodam, że komiczka zrobiła parodię nawet własnej profesjonalnej sesji zdjęciowej do magazynu "inStyle". Z podpisem: "żadna pinda nie jest bezpieczna".