Co kraj to obyczaj. Także za kierownicą. Wbrew pozorom na tle innych nacji Polacy za kierownicą są kulturalni i spokojni. To samo z pieszymi, którzy w większości zatrzymują się na czerwonym świetle i nie wbiegają na pasy wprost przed maskę samochodu. O ile na drogach jest u nas spokojniej niż w Ameryce Południowej czy na Wschodzie, to moglibyśmy się wiele nauczyć od naszych zachodnich sąsiadów.
Polska vs. Brazylia
Środa, krótko przed północą, jednokierunkowa ulica na warszawskim Mokotowie. Wracamy ze znajomymi Brazylijczykami z kolacji. Czerwone światło. Wszyscy Polacy karnie się zatrzymują, pomimo, że na horyzoncie nie ma żadnego samochodu. – Wow. W Brazylii ludzie nigdy nie zatrzymują się na czerwonym, jeśli droga jest pusta – mówi ze zdziwieniem jeden z nich. – Ale nawet gdy obok ciebie stoi policjant, to nie wstawi mandatu, po prostu to zignoruje – dodaje drugi.
To było ich kolejne zdziwienie obyczajami na polskich drogach. Kilka godzin wcześniej nie mogli wyjść z podziwu, że kierowcy od czasu do czasu zatrzymują się przed przejściem dla pieszych. – U nas to nie do pomyślenia. Czekasz przy drodze tak długo, aż stwierdzisz, że zdążysz przebiec przez drogę między przejeżdżającymi samochodami – relacjonował Igor, który na co dzień mieszka w Rio de Janeiro. W porównani ze południowoamerykańskimi zwyczajami, nasi kierowcy są bardzo przyjaźnie nastawieni do pieszych.
Niemcy
Chociaż nie tak jak Niemcy, dla których to pieszy jest najważniejszym uczestnikiem ruchu drogowego. I bynajmniej nie jest to wynik uprzejmości kierowców, ale wymóg prawny. Gdy zza kierownicy widzimy, że ktoś może próbować przejść przez drogę, musimy się zatrzymać. Niemcy są już do tego na tyle przyzwyczajeni, że nie poświęcają zbyt wiele uwagi na rozejrzenie się przed wejściem na drogę.
Norwegia
Kultury na drodze możemy się też uczyć od Norwegów. – Tam pieszy jest święty. Jeszcze zanim zdąży podejść do pasów, samochody już stoją – relacjonuje Lucjan Osowski, który przez kilka lat pracował w Norwegii. Tamtejsi kierowcy są też uprzejmi wobec siebie. – Mają bardzo fajny zwyczaj, który stosują wobec jadących szybciej. Przy najbliższej zatoczce autobusowej czy zjeździe zatrzymują się i przepuszczają tych, którzy są szybsi – opisuje.
Kultury i poszanowania przepisów uczy ich prawodawca, który ustanowił niesamowicie wysokie kary za łamanie ograniczeń. – Jeśli przekroczy się prędkość o bodajże 25 kilometrów na godzinę, można stracić prawo jazdy na 6 miesięcy i zapłacić gigantyczny mandat. Oczywiście jak się ma 5 czy nawet 8 kilometrów więcej, nic się nie dzieje, ale o więcej nie przekraczają nawet motocykliści – relacjonuje Lucjan Osowski.
Ukraina
Na drugim biegunie leży na przykład Ukraina, gdzie nie dość, że trzeba uważać, by nie stracić koła w wyrwie w asfalcie, to jeszcze trzeba zwracać uwagę na kierowców i pieszych. We Lwowie pasy na jezdni są rzadkością, a nawet jeśli, to kierowcy nie przywiązują do nich zbyt wielkiej wagi. – W Odessie czy we Lwowie mają swój specyficzny sposób jazdy. Jeżdżą nieco dziko, ale nie mam wrażenia, że to powoduje jakieś niebezpieczeństwo. To po prostu ich specyficzny styl – opisuje Bartek Olesiński, który przemierzył Ukrainę podczas kilkutygodniowych wakacji.
– Za to niespotykanym u nas fenomenem dla mnie są autobusy międzymiastowe. Jeżdżą jak szaleńcy, nie patrzą na ograniczenia, wyprzedzają na trzeciego, ale za to są niezwykle punktualni – relacjonuje. Dodaje, że większe miasta są zupełnie nieprzystosowane do liczby samochodów. Ograniczenia takie jak jednokierunkowe czy zamknięte ulice to prawdziwa rzadkość.