To może uspokoić wyjątkowo napiętą sytuację w Tbilisi. W czwartek w stolicy Gruzji doszło do zamieszek przed budynkiem parlamentu. W proteście wzięło udział ok. 10 tys. osób. Policja użyła gazu łzawiącego i broni gładkolufowej. Piątek przynosi nową wiadomość – przewodniczący gruzińskiego parlamentu Irakli Kobachidze podał się do dymisji.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Niezadowolenie Gruzinów wywołał fakt, że w gruzińskim parlamencie przemawiał przedstawiciel rosyjskiej Dumy. Mało tego – Siergiej Gawriłow swoją mowę (po rosyjsku) wygłaszał z miejsca, jakie zajmuje przewodniczący parlamentu.
Wiadomo zaś, że od czasu wojny rosyjsko-gruzińskiej Moskwa jest dla Tbilisi wrogiem numer jeden. Rosjanie zaś traktowani są jako okupanci, którzy zajęli należące do Gruzji Osetię i Abchazję.
Gruzińskie władze tłumaczyły, że Rosjanin przyjechał na posiedzenie Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia, ale to nie uspokoiło nastrojów. – To był policzek w obliczu najnowszej historii Gruzji – powiedziała na temat zachowania Gawriłowa Elene Khoshtaria, opozycyjna członkini parlamentu.
Demonstranci przypuścili szturm na budynek parlamentu, żądając dymisji przewodniczącego. Policja, broniąc gmachu, użyła broni gładkolufowej, armatek wodnych i gazu łzawiącego. Ok. 240 osób zostało rannych, zatrzymano ponad 300.
Główne żądanie protestujących właśnie zostało spełnione. Przewodniczący parlamentu Irakli Kobachidze podał się do dymisji. Przedstawiciele rządzącej partii Gruzińskie Marzenie-Demokratyczna Gruzja oświadczyli, że jest to "wyrazem wysokiej odpowiedzialności" przewodniczącego parlamentu. Rządzący zapewnili, że także oni potępiają wizytę przedstawiciela rosyjskiej Dumy w Tbilisi.