Jak przebiegał mecz Radwańskiej z Azarenką, na który tak bardzo w Polsce czekano? Siatka, aut, niewymuszony błąd, znów siatka, znów aut. Czasem jakaś wygrana piłka. Słąbe serwisy i dużo przełamań. Pierwszy set wyrównany, bo obie grały fatalnie. W dwóch następnych ledwie przyzwoita gra Białorusinki wystarczyła do znokautowania Polki. Tak wyglądał ćwierćfinał Australian Open, który miał być meczem atrakcyjnym, a spotkaniem był beznadziejnym.
Rozmawiałem wczoraj, na kilkanaście godzin przed meczem, z Karolem Stopą. Znawcą, komentatorem tenisa. Usłyszałem, że obie panie - Radwańska i Azarenka - są w życiowej formie. Że Białorusinka to obecnie jedna z dwóch najlepszych tenisistek świata, a Polka w takim rankingu na styczeń 2012 roku byłaby trzecia lub czwarta.
Teraz spójrzmy na pierwszy set, o którego wyniku zadecydował tie-break. Dwanaście gemów, z czego tylko w czterech serwująca wygrała swoje podanie. Ktoś powie, że obie zawodniczki miały doskonały refleks, świetnie returnowały. Ale osoba, która ma jakieś pojęcie o tenisie, wie, że to nieprawda. Że dziwna jest sytuacja, gdy zawodniczki ścisłej światowej czołówki tak nieskutecznie serwują. Że to symptomatyczne, świadczące o poziomie tej dyscypliny w wykonaniu kobiet. Bo jeżeli tak grają czołowe tenisistki świata, to co prezentują te słabsze?
W pełni podzielam pojawiające się coraz częściej głosy, że tenis pań zmierza w nieodpowiednią stronę, a zawodniczki stawiają na siłę, przygotowanie fizyczne. Wszystko kosztem techniki. A wszystko to w stytuacji, gdy w męskich rozgrywkach na pierwszych czterech miejscach w rankingu są być może czterej najlepsi tenisiści w historii. I jakże od siebie różni. Wszechstronny Djoković, geniusz techniki Federer, niezmordowany Nadal i piekielnie utalentowany Murray.
W listopadzie ubiegłego roku Jakub Ciastoń, dziennikarz "Gazety Wyborczej", przeprowadził wywiad z Tomaszem Iwańskim, polskim trenerem, który swego czasu do dużych sukcesów doprowadził Rosjankę Nadię Pietrową. Iwański nie owijał w bawełnę. Stwierdził, że zawodniczki nie lubią się uczyć rzeczy nowych, a z trenera, który nagle się pojawia w ich życiu i wiele wymaga, prędko rezygnują. I w zasadzie zostają dwie opcje. Albo rodzic, rządzący twardą ręką, który zadba o przygotowanie fizyczne, ale nie nauczy techniki, zmiany tempa gry. Albo młody, przystojny mężczyzna, któremu zawodniczka wchodzi na głowę. Jedna z najciekawszych sportowych rozmów, jakie ostatnio czytałem. Szkoda, że trochę przeszła bez echa.
W trzecim secie, przy stanie 2-4 od strony Radwańskiej, zasnąłem. Bynajmniej nie tylko dlatego, że byłem zmęczony.
Tomasz Iwański, w rozmowie z Jakubem Ciastoniem, o młodych trenerach:
Większość w WTA Tour to tak naprawdę sparingpartnerzy, którzy mają po dwadzieścia kilka lat, często związani emocjonalnie, poprzez łóżko, z zawodniczkami. Robią to, czego one chcą, nie realizują planu. Podporządkowują się pracodawcy. Chcą zarobić, a zmiany traktują jako ryzyko. Nie uczą się, bazują na swoim, zazwyczaj krótkim doświadczeniu z niezbyt udanej kariery zawodniczej.