
Dla Gruzinów to było jak splunięcie w twarz – po tym wszystkim, co stało się w 2008 r. Od 11 lat Tbilisi nie utrzymuje kontaktów dyplomatycznych z Moskwą. A tu taka zniewaga.
Pierwszego dnia protestów na ulice Tbilisi wyszło ok. 10 tys. demonstrantów, którzy przypuścili szturm na parlament. Policja użyła gazu łzawiącego i broni gładkolufowej. Rannych zostało ponad 200 osób, zatrzymano ponad 300. Kolejnego dnia demonstrantów było już dwa razy więcej. W ten sposób Gruzini skutecznie przypomnieli światu, że dla nich Rosja to okupant i wróg numer jeden, z którym od ponad dekady formalnie nie utrzymują stosunków dyplomatycznych.
Wojna gruzińsko-rosyjska trwała zaledwie pięć dni, choć oczywiście w pięciu zdaniach opisać się jej nie da. Konflikt rozpoczął się w nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku. Jego podłożem były prowokowane przez Rosjan spory pomiędzy Gruzinami i mieszkańcami Osetii Południowej. Dwa regiony Gruzji - właśnie Osetia Południowa oraz Abchazja - dążyły do niepodległości i w tych dążeniach wsparła je Rosja (obecnie ich niepodległość uznaje jedynie 5 państw na świecie: Rosja, Nikaragua, Wenezuela, Nauru i Syria).
Rosyjskie wojska w ciągu pięciu dni dotarły aż pod samo Tbilisi. 12 sierpnia do stolicy Gruzji przylecieli prezydenci pięciu krajów: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Lech Kaczyński mówił wówczas do tysięcy demonstrantów w Tbilisi, że obowiązkiem społeczności międzynarodowej jest solidarne przeciwstawienie się rosyjskim dążeniom imperialnym.
– Oczywiście, że sympatia Gruzinów do Polski wynika m.in. z przylotu Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej. Ale nie tylko. Te dobre kontakty były już w XIX w., kiedy za caratu wielu Polaków stacjonowało tam jako żołnierze. Z drugiej strony - wielu Gruzinów za komuny jako żołnierze radzieccy stacjonowało w Polsce i z sentymentem ten pobyt wspominają. Między nami i Gruzinami jest bardzo wiele podobieństw charakterologicznych – tłumaczy Marcin Meller.
Dziś sytuacja pomiędzy Tbilisi a Moskwą znów stała się mocno napięta. Władimir Putin, aby "ukarać" Gruzję za antyrosyjskie protesty, zdecydował, że od 8 lipca loty pomiędzy Rosją a Gruzją będą całkowicie wstrzymane. Do tego czasu sprowadzeni do kraju mają być wszyscy Rosjanie wypoczywający na terenie Gruzji, a wszelkie zaplanowane i wykupione wycieczki mają być anulowane.
Meller zdaje sobie sprawę, że żaden apel, żadna tego typu inicjatywa z pewnością nie załata dziury, jaka powstanie w wyniku zakazu Putina. Decyzja prezydenta Rosji nie tylko oznacza, że nie przylecą Rosjanie, ale też np. i Gruzini, którzy licznie mieszkają na terenie Federacji Rosyjskiej.
Dla Gruzji decyzja Putina będzie miała bardzo istotne skutki finansowe. Wiadomo, że chodziło mu o to, by Gruzini spokornieli, kiedy dostaną po kieszeni. Tak wyglada polityka Moskwy. Z Polską przecież robili to samo choćby wtedy, gdy wprowadzali embargo na nasze jabłka.
Meller jest przekonany, że każdy Polak, który przyjedzie do Gruzji, będzie tym krajem zachwycony. I niemal pewne jest, że kiedy ktoś przyleci do Tbilisi czy Kutaisi i powie, że jest z Polski, to wywoła to uśmiech na twarzy Gruzinki czy Gruzina. Zdaniem dziennikarza nie ma drugiego takiego kraju na świecie, gdzie Polska i Polacy cieszyliby się aż taką sympatią.
Opcji na wakacje w Gruzji jest wiele. I - jak zapewnia Meller - każda dobra.
– Moja żona jest już z tego pokolenia, które w szkole nie uczyło się rosyjskiego. W związku z tym posługiwała się rosyjskim własnej kreacji. I też jakoś wychodziło. Wyjazd do Gruzji poleciłem też wielu 30-letnim znajomym, którzy rosyjskiego nie znają ni w ząb, i też dali radę – dodaje mój rozmówca.
Wprowadzane właśnie przez Rosję embargo nie jest pierwsze. W 2006 r. też przerwano połączenia z Rosji do Gruzji, do tego przerwano łączność pocztową i wprowadzono zakaz importu wielu produktów, w tym gruzińskiego wina.