To było historyczne spotkanie, jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. W pewnym momencie doszło do szamotaniny między dziennikarzami a ochroniarzami. Jego "ofiarą" została nowa rzeczniczka Białego Domu.
W niedzielę Donald Trump spotkał się w strefie zdemilitaryzowanej na granicy pomiędzy Koreami z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem. Przywódcy uścisnęli sobie dłonie, a następnie gospodarz symbolicznym gestem zaprosił prezydenta Stanów Zjednoczonych na północnokoreańską stronę granicy. Spotkanie w Panmundżom przeszło do historii – nigdy przedtem żaden urzędujący amerykański prezydent nie odwiedził Korei Północnej.
Mimo że obaj przywódcy uznali spotkanie za sukces, nie obyło się bez problemów. Jak donosi CNN kiedy Trump i Kim Dzon Un przenieśli się do innej sali w Domu Pokoju, północnokoreańscy ochroniarze nie chcieli wpuścić tam dziennikarzy i doszło do szamotaniny.
Na pomoc dziennikarzom ruszyła nowa rzeczniczka Białego Domu Stephanie Grisham, która w ubiegłym tygodniu zastąpiła Sarah Sanders. Grisham chciała zapanować nad sytuacją, jednak ochroniarze jej nie zauważyli i Amerykanka musiała się między nimi przepychać.
W pewnym momencie zrobiło się niebezpiecznie, a Grisham prawie została zmiażdżona. Jak relacjonowali amerykańscy dziennikarze, rzeczniczka po całym zajściu była "trochę posiniaczona".