
Jej sprawę łączono z zamachem na Jana Pawła II, włoską mafią, praniem brudnych pieniędzy w Stolicy Apostolskiej. Spekulowano, że mogła być niewolnicą seksualną w Watykanie. Nie natrafiono na żaden trop. Emanuela Orlandi przepadła jak kamień wodę. Od zaginięcia dziewczynki minęło już 36 lat, ale dopiero niedawno Watykan zaczął badać nowy trop. W ostatnich dniach o sprawie znów zrobiło się głośno.
Dopiero wiosną tego roku Stolica Apostolska postanowiła przeprowadzić wewnętrzne śledztwo. Pojawił się nowy wątek i Watykan właśnie ogłosił, że 11 lipca ma otworzyć dwa groby na cmentarzu Teutońskim przy bazylice świętego Piotra w Watykanie. Czy to będzie przełom w sprawie? – Po 35 latach braku współpracy to znaczący przełom – skomentował brat zaginionej, Piertro Orlandi.
Zaginięcie Emanueli od samego początku było głośną sprawą. 3 lipca 1983 roku papież Jan Paweł II modlił się za to, by dziewczynka wkrótce wróciła do domu. Jak informowała KAI, wielokrotnie apelował publicznie o jej uwolnienie.
Ale hipotezy były też inne. "Do porwania przyznały się grupy przestępcze i organizacje terrorystyczne. Panował informacyjny chaos. Ktoś próbował szantażować papieża. Anonimowy głos, który dzwonił do domu Orlandich, domagał się uwolnienia Mehmeta Alego Agcy — niedoszłego zabójcy Jana Pawła II. Inna osoba (a może ta sama?) kierowała trop na bank watykański, który rzekomo był winny pieniądze włoskiej mafii" – opisywał w swojej książce pt. "Zamach. Jan Paweł II – 13 maja 1981. Spisek. Śledztwo. Spowiedź” Jacek Tacik.
"Rozwiesza transparenty: „Prawda dla Emanueli” i „Zburzmy mur zmowy milczenia”, który jego zdaniem postawił Kościół. Do czerwonych baloników przyczepia podpisane karteczki z cytatami z Ewangelii, żeby ludzie pamiętali o jego siostrze. Unoszą się później nad Rzymem". Czytaj więcej
