W sobotę Polskie Stronnictwo Ludowe wykluczyło wspólny start w wyborach parlamentarnych w szerokiej koalicji z udziałem lewicy. Grzegorz Schetyna odpowiedział Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi na Twitterze.
"W imieniu Koalicji Obywatelskiej i Samorządowców deklaruję ponownie chęć rozmów o szerszej koalicji, przede wszystkim z PSL. Szerokiego bloku demokratycznych środowisk opozycji chcą Polki i Polacy. Rozmowy w przyszłym tygodniu" – napisał na swoim Twitterze Grzegorz Schetyna. Tym samym nawiązał do haseł z kampanii do Parlamentu Europejskiego, które nawoływały do jak najszerszej koalicji.
Wielu komentatorów polskiej sceny politycznej odebrało posunięcie ludowców jako wyborcze seppuku. Nie dość, że swoją decyzją osłabiają opozycję, to jeszcze dzielą ją na dwa bloki, a sobie podnoszą poprzeczkę. Jeśli PO odmówi koalicji z PSL, a znajdzie się inny koalicjant, to ludowcy będą musieli zdobyć nie 5 pp. jako partia, ale aż 8 proc. jako koalicja.
"Rozchwianie emocjonalne"
Bardziej dosadnie decyzję ludowców skomentował były szef MSWiA Joachim Brudziński. W rozmowie z dziennikarzami na konwencji PiS w Katowicach obecny europoseł stwierdził, że partia Jarosława Kaczyńskiego podchodzi z szacunkiem do oponentów, ale potem zarzucił im zaburzenia psychiczne.
– Naprawdę mamy co robić jako PiS, a nie zajmować się dylematami i emocjonalnym rozchwianiem liderów PSL, czy pójść w tę czy pójść w tę. Niech idą którędy chcą. My wiemy swoje, że dzisiaj naszym zadaniem jest nie roztrząsać czy Kosiniak-Kamysz wspólnie z panią Barbarą Nowacką czy z panem Robertem Biedroniem będzie realizował wizje nowego, szczęśliwego świata czy też przypomni sobie o tym, że uważają siebie, przynajmniej niektórzy ludowcy, za partie konserwatywną i będzie próbował tutaj budować jakiś blok konserwatywny – stwierdził Brudziński.