Polscy paraolimpijczycy mają problemy z poleceniem do Londynu. Powód? LOT odmówił przewiezienia ich sprzętu. Linie tłumaczą, że nie pozwalają im na to przepisy. Czyżby część zawodników musiała zrezygnować z udziału?
Niepełnosprawni mogą mieć problemy z dotarciem na olimpiadę do Londynu. "Wygląda na to, źe przegrają z wewnętrznymi przepisami i brakiem empatii ze strony władz PLL LOT" – pisze "Rzeczpospolita".
LOT ma bowiem przewieźć dwoma samolotami rejsowymi – odpłatnie – całą polską ekipę paraolimpijczyków. Linie odmówiły jednak zabrania części wózków startowych, osobistych rzeczy i sprzętu medycznego i rehabilitacyjnego zawodników. Powód? Rzeczy te nie mieszczą się do luku bagażowego samolotów, którymi mają lecieć olimpijczycy.
Polski Komitet Paraolimpijski poprosił LOT, by resztę sprzętu dowieźć kolejnym samolotem rejsowym, ale i ta propozycja została przez przewoźnika odrzucona.
W zamian LOT zaproponował, by sprzęt do Londynu nadać na cargo, po specjalnej dla PKPar, niższej cenie. Według linii, to obecnie jedyna możliwość dowiezienia reszty rzeczy. Dla Komitetu to jednak nie jest rozwiązanie, bo przepisy bezpieczeństwa paraolimpijskiej wioski mówią, że sprzęt cargo mógł do niej dojechać najpóźniej do 25 lipca.
Na to z kolei nie mógł się zgodzić Polski Komitet Paraolimpijski – pozbawiłby wówczas zawodników sprzętu, którego potrzebują oni na co dzień i do ćwiczeń. LOT nie poczuwa się do winy za zaistniały problem. Linie twierdzą, że to Komitet powinien był odpowiednio wcześnie zająć się całą sprawą, skoro wiedział o tym od 4 lat. To jednak też nie takie proste, bo Ministerstwo Sportu dopiero na przełomie I i II kwartału tego roku podpisało z PKPar umowę zapewniającą paraolimpijczykom finansowanie.
Na rozwiązanie problemu Polski Komitet Paraolimpijski ma już tylko tydzień.
Przepisy wewnętrzne firmy, państwowe i międzynarodowe, nie pozwalają liniom przewozić bagażu rejestrowanego (przypisanego do konkretnej osoby – red.) bez pasażera na pokładzie tego samego samolotu.