Oscar Pistorius. Człowiek, który właśnie tworzy historię. Jako pierwszy sportowiec z amputowanymi kończynami wystartuje na olimpiadzie. Dotychczas mówiło się głównie o kontrowersyjnych protezach, jakich używa. W tej rozmowie poznacie go od innej strony. Poznacie Oscara Pistoriusa - człowieka.
Jakub Radomski: Ciężko było ci się pogodzić z tym, że nie masz nóg? Że masz 9-10 lat i jesteś inny od swoich kolegów?
Oscar Pistorius: Co ty. Dorastałem w domu, gdzie nie zauważano tych różnic. A już na pewno się nimi nie przejmowano. Weź chociażby taką scenkę. Wybieramy się z bratem do szkoły, podchodzi moja mama i mówi do brata: „Załóż swoje buty”. A do mnie: „Załóż swoje nogi”. Tak to wyglądało, tak mnie wychowywano i dlatego dzisiaj, po tylu latach, ja zupełnie nie traktuję siebie jak jakiegoś odmieńca.
Jestem człowiekiem, który ma pewien cel w życiu i pracuje, by go osiągnąć. Bardzo ciężko. Chyba nawet tak ciężko, jak żaden inny sportowiec.
Łatwo ci nie było. Czytałem, że w mistrzostwach świata w Daegu w 2011 roku miałeś wystartować w finale sztafety 4x400m. Ale do tego nie doszło, bo nie chcieli tego twoi koledzy. Rodacy. Bali się, że stanowisz zagrożenie na bieżni.
I co ja mam ci teraz powiedzieć? Ludzie już mają to do siebie, że zawsze na jakiś temat mają opinię i chętnie ją wygłaszają. Ja jestem osobą, której ambicje spoczywają na bieżni i kumulują się w moim występie. I to właśnie przez moje biegi ja się wyrażam. Ja nimi mówię to, co mam do powiedzenia.
Oscar Pistorius odpada w półfinale MŚ w Daegu (2011 rok):
Nie stanowisz zagrożenia dla innych?
Nie, nie stanowię. Dla nikogo. Myślę, że wszyscy to wiemy.
Nastawienie do ciebie zmieniło się na przestrzeni lat?
Tak bym nie powiedział. Myślę, że zmienili się ludzie. Stali się przede wszystkim dużo bardziej świadomi ruchu paraolimpijskiego, zaczęli dostrzegać, że tam ludzie niepełnosprawni mogą pokazać swoją wartość. To, że są tacy jak inni, że też mogą uprawiać sport.
Jesteś ewangelikiem, prawda?
Tak, zgadza się.
Jakie wartości dała ci wiara?
Siłę. I skupienie na tym, co robię.
One pomagały walczyć o swoje?
Przede wszystkim nauczono mnie ciężkiej pracy, spokojnego, ciągłego doskonalenia się. Tego, że jak masz jakieś marzenia, to je możesz osiągnąć. Z nogami lub z protezami.
Nie wierzę, że nigdy nie masz chwil zwątpienia.
Jasne, że mam. Są takie dni, że jestem potwornie zmęczony i nie mam ochoty na nic. Że myślę sobie: „Aha, dzisiaj to ja bym zjadł byle co”. Ale zaraz potem przychodzi myśl, że nie można bo ważniejszy jest postawiony sobie cel.
Chyba go osiągnąłeś. Oscar Pistorius, biegacz bez nóg, jako pierwszy w historii sportowiec wystąpi na igrzyskach olimpijskich.
To fantastyczna sprawa, tym bardziej, że wystąpię nie tylko na 400 metrów indywidualnie, ale również w sztafecie 4x400. Dla mnie to wielkie wyróżnienie, jestem dumny, do tego strasznie podniecony.
Czytałem, że jesteś w życiowej formie. W Londynie poprawisz rekord życiowy?
Chcę przede wszystkim dobrze startować i osiągać świetne wyniki. Zarówno ja, jak i mój zespół wykonujemy olbrzymią pracę w ostatnich tygodniach i mam nadzieję, że to będą najlepsze wyścigi mojego życia. Jest to możliwe. A zaraz po Londynie czeka mnie kolejna ważna impreza.
Paraolimpiada...
Właśnie. Tam będę obrońcą tytułów na 100, 200 i 400 metrów, a to duża presja, odpowiedzialność. Nie będzie łatwo znów trzy razy wygrać. Na Paraolimpiadzie wezmę też udział w sztafecie 4x100 metrów, którą po raz pierwszy w historii wystawia RPA. Wierzę, że i tu powalczę o złoto.
Są ludzie, którym nie podoba się to, że dopuszczono cię do startu w Londynie. Mówią, że to zapoczątkuje technologiczny wyścig na coraz lepsze protezy.
No i co ja ci teraz mogę odpowiedzieć? Jak już tak pytasz konkretnie, to przypomnę – dowiedziono naukowo, że biegając na moich protezach nie mam z tego powodu żadnej przewagi nad pozostałymi zawodnikami. Dla mnie to koniec tematu.
W 2008 roku magazyn „Time” wybrał cię jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. Poczułeś się gwiazdą?
Nie, to zupełnie nie w moim stylu, tak jak mówiłem. Natomiast, być może w ten sposób natchnąłem trochę młodych ludzi do uprawiania sportu. Czy to amatorsko, gdzieś w lesie pod domem, czy profesjonalnie. Jeśli to się udało to bardzo się cieszę, bo być może osiągnąłem kolejny cel jako sportowiec.
Może nie uwierzysz, ale kiedyś byłem dobrym rugbystą. Do dziś mam dobrych kolegów w reprezentacji RPA. A teraz? Rower. Ciągle to lubię, ale teraz akurat nie mogę tego robić, bo wszystkie rowery są wyprzedane (śmiech)
Bardzo lubię gotować. I łowić ryby. I spotykać się, rozmawiać z przyjaciółmi. A, byłbym zapomniał! Uwielbiam architekturę. Gdy podróżuję gdzieś na zawody, ląduję w danym mieście, lubię sobie pospacerować i patrzeć, jak zaprojektowane są konkretne budynki.
Jak ci się podobała architektura w Warszawie? Wygrałeś u nas w stolicy bieg na 400 m w ubiegłym roku.
Nie miałem wtedy zbyt wiele wolnego czasu, ale tak, udało mi się trochę przejść po Warszawie. Znalazłem tam kilka bardzo intrygujących budynków.
Pamiętasz może jakie?
Oj nie, aż tak dobrej pamięci to ja nie mam. Ale jak będę jeszcze raz w Warszawie, obiecuję poprawę (śmiech).
Swoją przyszłość po bieganiu wiążesz z architekturą?
Jest to bardzo możliwe.
A może w międzyczasie napiszesz jeszcze jakąś książkę o sobie?
Tego nie wykluczam. Ostatnia, pod tytułem „Blade runner”, została wydana w 2009 roku i sprzedawała się dobrze. Ktoś mi powiedział, że we Włoszech robili jej dodruk.
Twoje życie idealnie nadaje się na hollywoodzką produkcję. Taką o pokonywaniu słabości, z happy-endem na końcu.
Teraz mnie zaskoczyłeś. O tym nie myślałem nigdy. Film, hmmm... Muszę przyznać, że byłoby to trochę przerażające, oglądać na ekranie swoje życie i widzieć kogoś innego, kto wciela się w ciebie.
Czyli nie?
Nie, dlaczego? Pod wieloma względami to byłby też bardzo ekscytujący projekt.
Są takie dni, że jestem potwornie zmęczony i nie mam ochoty na nic. Że myślę sobie: „Aha, dzisiaj to ja bym zjadł byle co”. Ale zaraz potem przychodzi myśl, że nie można bo ważniejszy jest postawiony sobie cel.
Oscar Pistorius
o swoich pasjach:
Bardzo lubię gotować. I łowić ryby. I spotykać się, rozmawiać z przyjaciółmi. A, byłbym zapomniał! Uwielbiam architekturę. Gdy podróżuję gdzieś na zawody, ląduję w danym mieście, lubię sobie pospacerować i patrzeć, jak zaprojektowane są konkretne budynki.