Po tragedii, jaka miała miejsce w koszalińskim escape roomie, coraz więcej ludzi rezygnuje z tego typu atrakcji. Pokoje ucieczek zaczęły być też bardziej kontrolowane przez urzędników – podaje "Dziennik Gazeta Prawna".
Przypomnijmy, że w styczniu tego roku w koszalińskim escape roomie wybuchł pożar, w wyniku którego zginęło pięć dziewczynek. Nastolatki przebywały tam w ramach urodzin jednej z nich.
Według branżowego portalu Lockme.pl na początku tego roku działało 1 015 escape roomów, które były własnością 356 firm. Na początku lipca 188 przedsiębiorstw prowadziło 565 escape roomów, a 159 z nich było w trakcie modernizacji i nie wiadomo, czy będą w ogóle działały.
Powodem, dla którego liczba escape roomów drastycznie spadła, jest to, że klienci zaczęli się bać o własne życie.
"Trudno się dziwić, po wypadku w Koszalinie ukazało się wiele publikacji, z których można było wnioskować, że zabawa w pokojach ucieczkowych jest bardziej niebezpieczna niż skoki ze spadochronem" – czytamy na stronie internetowej dziennika.
Kolejnym powodem zamykania escape roomów są kontrole administracyjne. Po wypadku w Koszalinie we wszystkich lokalach przeprowadzono ich rewizję pod kątem m.in. stanu budynku oraz systemu przeciwpożarowego. Obiekty, które nie spełniły warunków bezpieczeństwa, zamknięto.
Część escape roomów było też nieodpowiednio zarejestrowana – powinny być zapisane jako lokale użytkowe, a figurowały w dokumentach jako obiekty mieszkalne bądź pomieszczenia biurowe.