Nie będzie kompromisów, jeśli chodzi o poszanowanie zasad praworządności, nie dopuszczę do tego – powiedziała we wtorek w Strasbourgu Ursula von der Leyen, kandydatka na przewodniczącą Komisji Europejskiej. W taki sposób po raz kolejny pozbawiła złudzeń tych, którzy liczyli na łagodne podejście do państw naginających reguły demokracji.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Ursula vod der Leyen zwróciła uwagę, że Europejczycy wiele lat walczyli o wolność, a praworządność jest najlepszym sposobem, aby wolność chronić. Zapowiedziała, że zadba o to, by wykorzystano pełne instrumentarium na poziomie europejskim dotyczące praworządności.
– Będziemy chronić praworządność tam, gdzie będzie łamana. Praworządność to wartość uniwersalna – zapewniła niemiecka kandydatka.
Niecały tydzień temu von der Leyen opowiedziała się za stworzeniem mechanizmu, który pozwoli utrzymać praworządność w państwach członkowskich UE. Zadeklarowała jednocześnie, że KE będzie twardsza w sprawie łamania zasad państwa prawa przez państwa członkowskie.
– Sądzę, że powinniśmy mieć mechanizm zapewniający przejrzyste monitorowanie tego, czy praworządność jest utrzymywana w państwach członkowskich – ogłosiła Niemka na spotkaniu z liberalną frakcją Odnowić Europę.
Von der Leyen sukcesem Polski?
Po raz kolejny więc widać, że ogłoszenie przez PiS sukcesu, jakim miał być wybór von der Leyen na przewodniczącą komisji, było przedwczesne. Jednak najwyraźniej partia rządząca zapomniała o kilku istotnych kwestiach.
Wystarczy napomknąć tylko o poparciu przez nią małżeństw jednopłciowych. Niemiecki parlament zaakceptował je w 2017 roku stosunkiem głosów 393-226. Podczas, gdy kanclerz Angela Merkel była przeciwko, Ursula von der Leyen głosowała "za".