Policjanci odkryli, że lina na bungee w Gdyni była pęknięta. Skoczek był pod wpływem alkoholu
redakcja naTemat
23 lipca 2019, 10:37·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 lipca 2019, 10:37
Polskie Radio Gdańsk przedstawia nowe ustalenia ws. niedzielnego wypadku w Parku Rady Europy w Gdyni. 39-letniemu mężczyźnie podczas skoku na bungee wypięła się uprząż. Mężczyzna nie zawisł w powietrzu, lecz spadł na tzw. skokochron. Policjanci odkryli, że główna lina od bungee była pęknięta. Firma prowadząca Bungeeclub zapewnia, że to tylko dzięki jej zapobiegliwości nie doszło do tragedii.
Reklama.
Znaleźli pęknięcie
39-latek przebywa w szpitalu, ma obrażenia kręgosłupa szyjnego i pękniętą śledzionę. Jak podaje Radio Gdańsk, w wydychanym powietrzu mężczyzna miał prawie promil alkoholu.
Policja prowadzi dochodzenie w kierunku narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Już na tym etapie poczyniono istotne ustalenia. – Policjanci znaleźli pęknięcie na głównej linie od bungee. Nie wiadomo jednak, czy było to bezpośrednią przyczyną niedzielnego wypadku. W tej kwestii musimy poczekać na opinię biegłego – poinformował Radio Gdańsk Jarosław Biały z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.
"Prosimy o wyważone komentarze"
Operator bungee w Gdyni wydał nowe oświadczenie w sprawie niedzielnego wypadku. We wcześniejszym groził pozwami internautom: "Prosimy o powstrzymanie się od pisania nieprawdziwych komentarzy. Jest to działanie na szkodę uczestnika zdarzenia i naszej firmy. Takie działanie podlega określonemu paragrafowi".
W nowym komunikacie ton jest już inny: "Współpracujemy z policją i prokuraturą, aby wyjaśnić sprawę. Osoby które nie posiadają wiedzy technicznej i alpinistycznej prosimy o wyważone komentarze".
Przedstawiciele Bungeeclubu informują, że pracownik operatora był przy skoczku także w szpitalu. Gdy opuszczał placówkę, mężczyzna był w stanie dobrym. Firma wyjaśnia, że do tragedii nie doszło z uwagi na posiadane zabezpieczenia - jak zapewnia - jedyne takie w kraju.
"Organizujemy skoki bungee od 19 lat - to długi okres czasu i ogromna ilość dobrze i bezpiecznie przeprowadzonych skoków. Nie zapominajcie o tym. Posiadanie zezwoleń i atestów jest faktem, a nie wpisem na internecie. (...) Jako jedyni używamy ORYGINALNEGO SKOKOCHRONU - i jest to prawdą. Inne firmy stosują różnego rodzaju "poduszki", których rozmiar i zastosowanie różni się od oryginału" – oświadcza firma.
Policja, prowadząc dochodzenie, bierze pod uwagę brane dwie hipotezy: uszkodzenie uprzęży lub błąd człowieka podczas mocowania jej na nogach skoczka. Za narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi do trzech lat więzienia.